- Przed sezonem 2010 kupiłem kilka par butów Lauren Polo, bo wbiłem sobie do głowy, że ta marka przynosi mi szczęście - napisał Tomasz Gollob w swojej książce "Testament Diabła", a my dodajmy, że talizman przyniósł szczęście, bo Tomasz zdobył złoto. Doznał co prawda kontuzji i nie mógł jechać w ostatnim turnieju Grand Prix, ale wówczas sprawa była już przesądzona.
Wielu zawodników ze światowego topu miało bądź ma swoje talizmany, względnie rytuały. Jason Crump, 3-krotny mistrz świata z Australii, był przesądny i nigdy nie wsiadał na motocykl z prawej strony. Tony Rickardsson, 6-krotny mistrz świata ze Szwecji, dzień przed zawodami Grand Prix lubił z kolei zabalować, żeby tylko spokojnie przespać noc. Obie metody, zważywszy na sukcesy osiągane przez tych zawodników, były skuteczne.
Jeśli idzie o talizmany, jakieś przedmioty przynoszące szczęście, to częściej sięgają po nie Polacy, niż obcokrajowcy. Wygrywa nurt religijny. Wielu żużlowców ma różańce na ręce w formie bransoletki. Są też krzyżyki przypięte do kierownicy. Zdarzają się też jednak bardziej oryginalne pomysły. - Wszyłem w kevlar obrazek świętego Krzysztofa - zdradza mistrz Polski juniorów Daniel Kaczmarek. - Czuję się z tym bezpieczniej.
Świętego Krzysztofa, patrona kierowców, można też spotkać u innych żużlowców. - Ja mam breloczek tego świętego - przyznaje Grzegorz Zengota, żużlowiec Fogo Unii Leszno. - Trzymam go w torbie na gogle, razem z podkową. Szczęściu trzeba pomóc. Andrzej Huszcza, legenda Falubazu, też tak uważał, bo nosił chustę w grochy. Jak weszły golfy to chustę woził w torbie - dodaje zawodnik.
ZOBACZ WIDEO Gdzie są pieniądze? Wanda zrobiła mu kilka przelewów, ale żaden nie doszedł
Szczęściu starał się pomóc także Robert Kościecha, były zawodnik, obecnie trener i telewizyjny ekspert. - W 2007 roku miałem taki dobry występ w Częstochowie, po którym przykleiłem grosik do tylnego błotnika. Wywierciłem dziurkę, użyłem silikonu i ten grosik cały czas jeździł ze mną. Uważam, że do pewnego stopnia pomógł, choć z drugiej strony to na żużlu prawie wszystkie kości połamałem. Jednak naprawdę poważnych problemów nie miałem. Żyję, chodzę - przyznaje Kościecha.
- Żużel to jest taki sport, w którym każdy wyjazd na tor jest obarczony dużym ryzykiem - mówi Adam Skórnicki, mistrz Polski z 2008 roku. - Można nie wrócić do domu. Nic dziwnego, że każdy z nas chce sobie jakoś polepszyć żywot krzyżykiem czy jakąś maskotką. Moim talizmanem był rytuał. Stuknięcie w kask, po którym nasłuchiwałem określonego dźwięku. Była też muzyka Iron Maiden, która pomagała mi jeździć lepiej.
Skórnicki uderzał palcem w kask, ale są tacy, którzy przed meczem uważają na to, żeby zakładanie skarpetek w szatni rozpocząć od prawej nogi. Krzysztof Jabłoński, były zawodnik Falubazu Zielona Góra, przed zawodami nie oglądał się na nic i na nikogo, klękał w szatni i robił znak krzyża. - Każdy wyścig może być ostatnim, dlatego wszystko co może pomóc i poprawia jakoś nastrój jest dozwolone - ocenia żużlowy menedżer Jacek Frątczak. - Jednym pomaga krzyżyk, innym maskotka od dziecka, jeszcze innym dodatkowe gogle czy rękawiczki, choć podejrzewam, że gdyby zajrzeć zawodnikom do ich walizeczek to jeszcze inne cuda byśmy znaleźli. Każdy sposób na to, żeby pomóc szczęściu, jest jednak dobry.
To byłby dzisiaj na równi z Maugerem i Rickardssonem panie Darku...
Ale przecież pan o tym doskonale wie ;)
Pzdr z miasta Święte Czytaj całość
pielęgnujesz mocno
czuwając nad tym portalem! Pióro "boli", myśl opada
w środek faktów wbita szpada
Pana Darka wiecznej naiwności ! W dłoniach dzierży pióro białe,
na języku czarną strzałę
kłując ciągle moje oczy! Zmiłuj się redaktorze,
niech w pisaniu ktoś pomoże... ***
Miłego dnia Wszystkim, panu również panie Dariuszu :). Czytaj całość