Speedway Best Pairs w Toruniu zakończyło się polskim finałem i kapitalną akcją Piotra Pawlickiego, który minął Jason Doyle'a i Maxa Fricke. Bartosz Zmarzlik też zdobył punkt na trasie wjeżdżając agresywnie pod Fricke.
- Nie zgadzam się jednak z komentarzami, że mieliśmy do czynienia z bandyckim atakiem Zmarzlika - mówi nasz ekspert Jacek Frątczak. - Bartosz pojechał tak, jak się jeździ w Grand Prix. To nie była akcja na wykluczenie. Zresztą Fricke nie miał pretensji. Co do Pawlickiego to kamery świetnie uchwyciły jego radość po finale, kiedy dziękował trenerowi Tomaszowi Skrzypkowi. Poza wszystkim widać było po twarzy, że Piotr schudł. On sam mówił, że przez te dziesięć kilo mniej miał kłopoty z dopasowaniem sprzętu. Jak dokonał korekt, to zasuwał aż miło.
Z dobrej strony pokazali się w SBP zawodnicy światowej czołówki, choć nie sposób nie zauważyć, że Doyle kradł starty i w sumie miał może dwa ekstra biegi. - Po kontuzji nie było jednak śladu. Zawodnik pokazał, że jest zdeterminowany, by odzyskać stracony tytuł - komentuje Frątczak. - Podobał się Chris Holder. Jeśli jednak chce się liczyć w Grand Prix, to musi poprawić wyjścia spod taśmy. Plus dla Grega Hancocka, który rok temu zaczynał od zer, a teraz jedzie jednak dużo lepiej. Na pewno się rozkręci.
Na plus Frątczak zalicza też występy Maksyma Drabika i Kaia Huckenbecka. - Drabik wszedł w turniej z marszu i było widać, że po kontuzji nie ma śladu. To dobrze dla Sparty, bo to będzie kluczowy zawodnik tej drużyny w sezonie 2017. W przypadku Huckenbecka mam satysfakcję, bo już rok temu mówiłem dobrze o jego możliwościach jeździeckich. Teraz dobrze przepracował zimą, rodzinnie wszystko jest poukładane, więc czas na poważne starty w pierwszej lidze polskiej - zauważa Frątczak.
Rozczarowania? - Największe to jeden występ Pawła Przepdełskiego. Nie rozumiem, jak chłopak z papierami na jazdę może dostawać tak mało szans. Na więcej liczyłem w przypadku Szymona Woźniaka, który rozpoczął agresywnie, w kontakcie, ale potem obniżył loty. Krzysztof Kasprzak też chyba rozczarował. Przede wszystkim samego siebie. Generalnie czuć było, że mamy początek sezonu, bo wielu zawodników jechało asekuracyjnie. Grigorija Łaguty to w ogóle nie było. Miał jednak jakiś problem sprzętowy, więc go usprawiedliwiam - kończy Frątczak.
ZOBACZ WIDEO Daniel Kaczmarek liczy na rady Grega Hancocka