Kontrowersje dotyczyły wyścigu piętnastego. Na pierwszym łuku Mirosława Jabłońskiego odważnie zaatakował Oliver Berntzon. Szwed nie zrobił tego w sposób czysty - najechał na krawężnik, a następnie uderzył w koło kolegi z drużyny. Młodszy z braci Jabłońskich próbował ratować się przed upadkiem, jednak bezowocnie.
Było widać, że wychowanek Startu Gniezno ma kłopot z tym, aby opuścić tor. Tym bardziej dziwiła decyzja sędziego Michała Steca, który nie zapalał czerwonych świateł. Ostatecznie Jabłoński zszedł z owalu o własnych siłach, a jego rywale... samowolnie przerwali wyścig - jakby uznali, że należy go powtórzyć. Po tym, jak zawodnicy zakręcili manetki gazu, arbiter użył czerwonych świateł, a z drugiej odsłony wyścigu XV wykluczył gnieźnianina.
- Sędzia powiedział, że zszedłem z toru. Ja generalnie na torze stałem, bo nie mogłem się pozbierać. Uważam, że arbiter powinien był przerwać wyścig i powtórzyć go w pełnej obsadzie. Nawet Oliver Berntzon przeprosił mnie, bo przednim kołem wjechał na krawężnik, podbiło go i wjechał we mnie - ściął moje przednie koło. Sędzia mówił mi jednak, że mogłem się utrzymać na motocyklu. Ja jednak nie umiałem tego zrobić - powiedział podczas rozmowy z naszym portalem Mirosław Jabłoński.
Kapitan GTM Startu Gniezno ukończył sobotni turniej z dorobkiem dziewięciu punktów. Jabłoński zdołał wywalczyć przepustkę do finału, w którym zajął czwartą lokatę.
ZOBACZ WIDEO Falstart juniora. Nie rozumie nowego toru