Takiej roli Artur Czaja dawno nie miał. Trener Paweł Baran obdarzył go dużym zaufaniem

WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Artur Czaja
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Artur Czaja

Artur Czaja bardzo dobrze wkomponował się do zespołu Grupy Azoty Unii Tarnów. Częstochowianin kontraktowany był jako ten, który miał walczyć o skład, a tymczasem na inaugurację trener Paweł Baran powierzył mu rolę prowadzącego parę.

Czaja okazał się największym wygranym przedsezonowych przygotowań. Przebojem wdarł się do podstawowego składu faworyta rozgrywek Nice 1 LŻ. Świetna postawa nie uszła uwadze sztabowi szkoleniowemu Jaskółek, który obdarzył zawodnika sporym zaufaniem. W meczu z Polonią Bydgoszcz Czaja wystartował z numerem jedenaście. W przeszłości takie rzeczy raczej nie miały miejsca, a funkcje prowadzącego parę przydarzały mu się epizodycznie. - Jestem wdzięczny trenerowi za wiarę w moją osobę. Kiedy ogłaszając meczową siódemkę zakomunikował, że wystąpię z "jedenastką" mocno się ucieszyłem. Nie pozostało mi nic innego jak ładnie podziękować - mówi Artur Czaja.

Choć rywal nie postawił wysoko poprzeczki, to wydaje się, że żużlowiec wykorzystał swoją szansę. Co ciekawe nie wyszedł mu tylko jeden wyścig, w którym startował z trzeciego pola. - Zdecydowanie wolę zaczynać mecze z wewnętrznych torów. Miło by było cały sezon tak jeździć, ale zdaję sobie sprawę, że nie jestem do tego numeru na stałe przypisany - kontynuuje.

Jako jego największy atut od zawsze wymieniano świetny refleks na starcie i wyczucie momentu zwolnienia taśmy. Z tego powodu często jednak też cierpiał.

- W poprzednich latach nie miałem zbyt wielu okazji do występów jako lider pary. Nawet jak prezentowałem się dobrze, to i tak "szedłem pod płot". Argumentowano to tym, że jak jestem "startowcem" to i tak sobie poradzę. Moim zdaniem nie można tego w taki sposób rozpatrywać. Nie zawsze to pola bliżej bandy są korzystne. Czasem naprawdę trudno się z nich zabrać, choćbyś nie wiadomo jak był błyskotliwy pod taśmą. Innym razem stanie dobry żużlowiec z pierwszego pola, a droga dojazdu nawet z trzeciego jest wydłużona, dlatego trzeba się ostro nagimnastykować żeby wysforować się przed niego - wyjaśnia.

W ekipie z Tarnowa nie będzie wielkiej dyskusji na temat doboru numerów startowych. Są one nadawane w zależności od potrzeby chwili i taktyki obranej przez trenera. Paweł Baran przy pomocy sztabu szkoleniowego informuje zawodników jaki numer przyczepią sobie do kewlaru. Negocjacje nie będą miały miejsca, bo zawodnicy mogliby mu wejść najzwyczajniej w świecie na głowę.

- Wiadomo, że każdy chciałby prowadzić parę, a że jest to niemożliwe, to nie da się wszystkim dogodzić. Dlatego wyznaję zasadę, że jako menedżer biorę odpowiedzialność za zespół i to do mnie należy decyzja, kto z jakim numerem wyjedzie w meczu. Gdybym konsultował się, albo pytał zawodnika jaką cyferkę chce dzierżyć przy swoim nazwisku, to nic bym pewnie nie uzgodnił. A wręcz takie sytuacje często prowadzą do konfliktów. Trzeba mieć swój pomysł na drużynę. I czy ktoś ma numer dziesięć, czy trzynaście musi swoją robotę wykonania. Wiadomo, że na wyjazdach w początkowej fazie zawodów lepiej mieć te pola bliżej krawężnika - twierdzi trener Grupy Azoty Unii Tarnów. 

ZOBACZ WIDEO: Nowy pakiet w żużlu? To może być złoty interes

Źródło artykułu: