Dariusz Ostafiński. James Bond musiał się zdenerwować, żeby ROW zaczął jechać (komentarz)

Materiały prasowe / ŻKS ROW Rybnik / Tak ROW Rybnik widzi inaugurację PGE Ekstraligi 2017.
Materiały prasowe / ŻKS ROW Rybnik / Tak ROW Rybnik widzi inaugurację PGE Ekstraligi 2017.

Pamiętacie plakat, jaki ROW przygotował kilka tygodni temu. Chodzi o ten z prezesem Krzysztofem Mrozkiem wystylizowanym na Jamesa Bonda z Quantum of Solace. Prezes szedł na Częstochowę jak po swoje. Stracił jednak mnóstwo nerwów i wyjechał z niczym.

Pierwsza myśl po wejściu na stadion? Kiepska frekwencja. Trzy tysiące są na pewno, usłyszałem od jednego z działaczy. Pomyślałem, że słabo i jak tak dalej pójdzie to księgowa Włókniarza Vitroszlif CrossFit Częstochowa załamie ręce. Po drugiej serii pojawiły się jednak oficjalne dane, czyli 7100 widzów. To już, zważywszy na kiepską pogodę i obecność telewizyjnych kamer, brzmiało nieźle. - Niech żałują ci, którzy nie przyszli - rzucił Łukasz Banaś, częstochowski radny mocno wspierający żużel.

Inauguracja w Częstochowie pokazała, że nawet, jak komisarz mocno się postara, to tamtejszego toru nie można zepsuć. Komisarz widząc ciemne chmury nad stadionem kazał ubijać nawierzchnię, więc nie było tak przyczepnie jak zwykle. Akcji i mijanek, już w pierwszej serii, było jednak całkiem sporo. Mieliśmy się czym ekscytować. Radość miejscowych kibiców była tym większa, że na początku to ich zawodnicy lepiej odnajdywali linie szybkiej jazdy.

Największe zaskoczenie meczu? Tobiasz Musielak. W sparingach ROW-u Rybnik nie do ugryzienia, ale przyszła liga i wychowanka Unii Leszno nie ma. Rybniczanie będę musieli go odbudować, bo z takim Tobiaszem daleko nie zajadą. A może prezes Krzysztof Mrozek powinien odszukać w telefonie numer do Grzegorza Zengoty?

Do połowy meczu miałem też duży minus przy nazwisku Grigorija Łaguty. Rosjanin był strasznie wolny. Częstochowscy kibice pamiętający, jak Łaguta śmigał po bandach dziwili się, że teraz pcha się do krawężnika zamiast atakować szeroko. W drugiej fazie zawodów zawodnik, który miał być liderem ROW-u, przebudził się i choć było widać, że strasznie się męczy, to jednak wygrał ważny bieg na przełamanie.

ZOBACZ WIDEO "Tomek jest dobrem narodowym. Jest współczesnym gladiatorem"

Zasadniczo mecz w Częstochowie pokazał, jak nieprzewidywalny jest żużel. W połowie zawodów odbyłem krótką rozmowę z Jackiem Frątczakiem i byliśmy zgodni co do tego, że ROW już się nie podniesie, a nawet nie zrobi wyniku dającego szansę na bonus w dwumeczu. Dobrze prezentował się Kacper Woryna, nieźle Fredrik Lindgren i Max Fricke, ale trudno było budować na tym nadzieję na w miarę dobry rezultat. Prezes Mrozek wstrząsnął jednak zespołem. Dwie narady, mocne słowa (jak stwierdził Woryna nie nadające się do powtarzania) i zawodnicy od razu znaleźli optymalne ustawienia.

Sądziłem, że ROW w Częstochowie wygra. Skoro w Gorzowie do pełni szczęścia zabrakło punktów Grigorija Łaguty, to z dobrze jeżdżącym Rosjaninem, Rybnik spokojnie zgarnie dwa duże punkty. Jednak przebudzenie nastąpiło za późno. Nie pomógł nawet defekt Rune Holty w 14. biegu.

Źródło artykułu: