Nie napalam się na Grand Prix - rozmowa z Sebastianem Ułamkiem, zawodnikiem Unii Tarnów

Zwycięstwem Unii Tarnów zakończyła się niedzielna inauguracja sezonu ligowego w Poznaniu. Tarnowianie pokonali PSŻ 59:33. Z bardzo dobrej strony w tym meczu pokazał się zdobywca 14 punktów, Sebastian Ułamek.

Jarosław Galewski: Przede wszystkim gratuluję zwycięstwa. Jak podsumuje pan niedzielne spotkanie?

Sebastian Ułamek: Przed niedzielnym meczem było trochę nerwowo z powodu upadku, który zaliczyłem w Bydgoszczy. Nie da się ukryć, że ucierpiałem. Dość mocno przeciąłem sobie pośladek i w efekcie założono mi sześć szwów. Tak naprawdę przez cały tydzień nie mogłem wsiąść na motocykl. Wolałem dać sobie trochę czasu. W sobotę postanowiłem się przejechać i powiem szczerze, że nie było zbyt dobrze. W pierwszym biegu niedzielnych zawodów zachowałem się nieco asekuracyjnie na starcie i stąd moja porażka.

W poprzednich sezonach różnie bywało z atmosferą w Tarnowie. Jak jest teraz?

- Jak na razie wszystko jest w porządku. W niedzielę wszyscy byli odrobinę nerwowi. Każdy z nas jechał właściwie pierwszy raz. Należy pamiętać, że do skutku nie doszła prezentacja i być może to było przyczyną takiego stanu rzeczy. W efekcie nie mogliśmy ze sobą porozmawiać, wymienić nawet jakiś spostrzeżeń. Pewnie to samo zrobiliby wówczas nasi mechanicy. W efekcie każdy z nas był nieco zdenerwowany. Wszyscy chcieli się pokazać z jak najlepszej strony przed prezesami. Poza tym, jeżeli chodzi o mnie, to byłem drugi raz w życiu na poznańskim torze. Można powiedzieć, że była to dla mnie w pewnym sensie zagadka. Cieszę się jednak z wyniku, który udało się osiągnąć.

Następny mecz w lany poniedziałek. Czy urządzicie wówczas rywalowi z Daugavpils prawdziwe lanie?

- Chciałbym, żeby tak się stało. Na pewno powinniśmy rozpędzić naszą lokomotywę w starciu... z inną lokomotywą (śmiech). Miejmy nadzieję, że uda nam się stworzyć prawdziwą tarnowską lokomotywę. Mam nadzieję, że nabierzemy wiatru w żagle i tak zostanie już do ostatniego meczu tego sezonu.

Nie da się ukryć, że w okresie poprzedzającym wyjazd na tor pogoda nie była łaskawa dla zawodników w całej Polsce. Na ile przeszkodziło to w odpowiednim przygotowaniu się do sezonu?

- Nie da się ukryć, że aura była dla nas jakimś utrudnieniem. Nie było zbyt wielu okazji do pojeżdżenia i testowania motocykli na polskich torach. Ze względu na pogodę odwołano między innymi memoriał Smoczyka. Później brałem udział w Kryterium Asów. Wówczas też trochę popadło, ale organizatorzy postanowili puścić zawody. Tor zrobił się dziurawy i stąd też mój upadek, który zahamował trochę moje przygotowania w minionym tygodniu. Wszystko ułożyło się tak nieszczęśliwie, że doznałem urazu w miejscu, które odpowiada za to, że zawodnik siedzi na motocyklu i w efekcie nie było mowy, żeby jeździć. Chciałbym jednak powiedzieć, że w moim przypadku przygotowania były bardzo dobrze zorganizowane. Trenowałem przez dwa dni w Gorican, a następnie byłem przez tydzień Anglii. Później wróciłem natomiast do Polski i rozpocząłem rywalizację w tym sezonie.

Jesteście uważani za murowanego faworyta do zwycięstwa w pierwszej lidze. Jak działa na was presja?

- Na pewno nam nie pomaga, ale musimy przyjąć zasadę, że jedziemy i wygrywamy wszystko. Taki jest nasz cel i musimy konsekwentnie iść w tym kierunku. Oczywiście, muszą omijać nas także kontuzje. Jeżeli będziemy jechać szczęśliwie i każdy z nas będzie w pełni sił, to z pewnością wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

W okresie poprzedzającym wyjazd na tor wziął pan udział w treningu punktowanym, który rozegrano na torze w Ostrowie Wielkopolskim. Jak wiadomo, Intar jest w tym sezonie jednym z waszych głównych rywali. Czy pojedynczy występ u progu sezonu na torze przeciwnika jest w stanie pomóc zawodnikowi?

- Raczej nie. Poza tym, w Ostrowie jeździłem bardzo często już wcześniej. W tej chwili się trochę śmiejemy, ponieważ wiadomo, że mam sponsorów z okolic tego miasta, którymi są panowie Jan i Andrzej Garcarek. Ich firma wspiera mnie przez cały czas i nadal podchodzimy do siebie bardzo partnersko. Sprawy potoczyły się tak, że w tym roku przyjeżdżam do Ostrowa jako przeciwnik. W latach poprzednich gościłem jednak w tym mieście bardzo często na różnego rodzaju treningach i turniejach. We wspomnianym sparingu wystąpiłem natomiast gościnnie i nie ma mowy o żadnym spasowaniu się do toru, ponieważ padał deszcz. Zawody były przerywane, jeździliśmy na śliskim torze. O żadnych testach nie ma naprawdę mowy. Poza tym, Ostrów pokonał Gorzów, co było z pewnością fajną atrakcją dla kibiców. Taki treningi mógłby mi pomóc być może, gdyby miał miejsce trzy dni przed meczem ligowym.

Jeżeli rozmawiamy już o Ostrowie, to chciałbym zapytać o pewną sytuację z okresu transferowego. W jednej z oficjalnych zimowych wypowiedzi powiedział pan, że jest bliski podpisania kontraktu z ostrowskim klubem, a niedługo potem prezes Janusz Stefański zaprzeczył pana słowom i powiedział, że Klub Motorowy Ostrów nie prowadzi żadnych rozmów z Sebastianem Ułamkiem. Niektórzy stwierdzili, że w ten sposób chciał pan podbić stawkę za pańskie usługi...

- Nie chcę nawet tego komentować. Takie podejście jest bardzo głupie i niemądre. Moje stosunki z Ostrowem układają się bardzo dobrze, szczególnie za sprawą braci Garcarków. Współpracujemy już ponad dziesięć lat i jesteśmy sobie w pewnym sensie bliscy. Cenimy się jako dobrzy znajomi i przyjaciele.

W tym roku czeka pana rywalizacja w cyklu Grand Prix. Wybiega już pan myślami do pierwszego turnieju?

- Powiem szczerze, że nie. Nie napalam się mocno na jazdę w Grand Prix. Mam swoje miejsce w tym cyklu, które sobie sam wywalczyłem i nie nakładam na siebie żadnej dodatkowej presji. Myślę, że takie podejście będzie mi towarzyszyło przez całą tegoroczną rywalizację w żużlowej elicie. Poza tym, jak wiadomo nie uczestniczę w eliminacjach do przyszłorocznego cyklu. Chcę jechać na luzie, z pozytywnym nastawieniem i walczyć o każdy punkt do końcowej klasyfikacji. Na pewno będę starał się znaleźć w najlepszej ósemce.

Komentarze (0)