Grzegorz Drozd. Lotem Drozda: Magda Gessler w spodniach (felieton)

Żużel wciąż żyje. Zawsze przychodzi mi tako oto myśl, gdy Dawid wygrywa z Goliatem. Gdy wygrywa młodość i serce do walki, a nie bogate konto i sztab mechaników wokół celebryty. Cieszyłem się, gdy Sparta w dwumeczu zlała leszczyński dream-team.

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd

Lotem Drozda, to felietony Grzegorza Drozda, dziennikarza WP SportoweFakty.

***

Andrzej Rusko to barwna postać w naszym speedway'u. Trafił do żużla na początku lat 90. Najpierw kręcił się przy Zbigniewie Lechu, który na zawsze został niespełnioną nadzieją Sparty Wrocław. Jedynie co wychodziło Lechowi, to jazda na jednym kole. No więc Rusko się kręcił, a prym w klubie wiedli szefowie firmy Aspro, którzy w końcu popadli w kłopoty prawno-finansowe i zrobił się wakat na stanowisku prezesa na Dolnym Śląsku.

Rusko wykorzystał moment idealnie. Przejął drużynę gwiazd, którą zbudowali włodarze Aspro wespół z słynnym "menago" dr Ryszardem Nieścierukiem. Był Dariusz Śledź, Piotr Baron i Wojciech Załuski. Trwała wojenka o Adama Łabędzkiego. Liderem był zaś Duńczyk Tommy Knudsen, który akurat postanowił po 12 latach występów w lidze brytyjskiej opuścić BEL i skoncentrować się na lidze polskiej.

Rusko ogarnął temat. Rozpoczął współpracę z topowym niemieckim tunerem Otto Weissem. Dbał o zawodników i walnął trzy tytuły mistrza kraju 93-95. Później zaczęły się schody. Był nawet spadek i banicja w drugiej lidze. WTS szybko wrócił w szeregi najlepszych, a Rusko ogromnie pragnął powrócić na szczyt. Pomagał mu w tym znany polityk Ryszard Czarnecki, który uruchamiał swoje wpływy do pozyskiwania sponsorów. Jego partia była u władzy (AWS) i kasa spływała szerokim strumieniem. Później AWS wypadł z gry - z Sejmu - to i wygadany poseł zniknął z żużla. Niedawno znów pojawił się na żużlowych salonach, bo znów jego partia (PiS) jest u władzy. Życie.

Wróćmy jednak do przełomu wieków. Rusko sięgał po prestiżowe nazwiska na rynku. Zatrudnił mistrza świata Grega Hancocka, wicemistrza świata Jimmy'ego Nilsena, Duńczyka Hansa Andersena (bo mu pasował do KSM-u), czy mistrza Polski Jacka Krzyżaniaka. Popełniał błąd za błędem. Stawiał na nazwiska, ale nie na żużlowców, którzy są w fazie prosperity i rosną w siłę. Rusko przepłacał, a drużyna nie jechała. Szybko się irytował. Nie dawał okazji do rehabilitacji. Nawet w przypadku młodych i dobrze dobranych zawodników. Mariusz Węgrzyk skończył wiek juniora i szybko został odesłany z powrotem do Rybnika.

ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody. Możliwy deszcz w całej Polsce

W tamtych czasach redakcja "Tygodnika Żużlowego" przeprowadzała konkurs/zabawę polegającą na konstruowaniu wirtualnych drużyn, które przez cały rok zbierały punkty. Nie udało mi się wygrać, choć kilka razy byłem blisko. Zadanie nie należało do łatwych. Na odległych pozycjach znajdowali się choćby późniejsi znani managerowie np. Sławomir Kryjom, czy Jerzy Kanclerz. Ja byłem w czubie.

Jaki miałem sposób na budowanie drużyny? Bardzo prosty. Młode wilki na seniorce, mocna młodzież i jeden lider. Wpisywałem Krzysztofa Cegielskiego, Jarosława Hampela, Tomasza Gapińskiego, Tomasza Chrzanowskiego, Rafała Okoniewskiego, Rafała Kurmańskiego, do tego Tomasz Gollob, i jakiś młody gniewny typu Scott Nicholls. Tego prostego przepisu długo nie mógł pojąć Andrzej Rusko.

Gdy byłem biednym studentem śmiałem się z jego nieudolnych prób montowania składów na mistrza za grube pieniądze z przereklamowanymi podstarzałymi gwiazdami. "Medale z Grand Prix" miały jechać, ale nie jechały. Rozpowiadałem, że chętnie mu zmontuje skład, a w zamian nie chcę dużo. Parę złotych na piwo z kumplami.

Po kilku latach musiały te moje opowieści trafić do szefa WTS-u. Dokładnie w ten sposób zaczął montować drużynę. Pierwszy zwiastun był w latach 2002-2003. Później fenomenalny skład w 2006 i wykorzystanie zmian regulaminu w liczbie kontraktowania obcokrajowców. Był to akurat okres pracy we Wrocławiu Marka Cieślaka. Przypadek? Kto i na ile miał wpływ na konfiguracje transferów? Tego nie wiem. W każdym razie i bez Cieślaka, Rusko udowadnia, że potrafi montować ekipę godną tytułu Drużynowego Mistrza Polski. Silna młodzież, na drugiej linii młode ambitne wilki i jeden-dwóch liderów w fazie prosperity. Skład marzenie.

Tegoroczny zestaw Wrocławia imponuje mi szalenie. Spójrzmy - na juniorce Damian Dróżdż i Maksym Drabik. Ten drugi okrzyknięty wielkim talentem na miarę przyszłego mistrza świata. Sylwetkę ma kosmiczną, ale Maksym to jeszcze surowy zawodnik. W sytuacjach kontaktowych i podbramkowych brakuje umiejętności i zimnej krwi. Często upada. Jest zwyczajnie za miękki żeby w przyszłości iść w ślady Bartosza Zmarzlika, czy Golloba. Nie sądzę, że w tej materii sporo się zmieni. Ojciec bardzo dobrze go prowadzi. Sławomir Drabik od lat ma łatkę luzaka, ale to tylko łatka. Facet jest po 50-tce i świetnie się trzyma.

Większość zawodników po odwieszeniu na kołek kevlaru momentalnie tyje. Drabik, o którym już tak wiele razy pisano, jaki to z niego balownik i lekkoduch, jest wzorem jak prowadzić zdrowy i higieniczny tryb życia. Maksyma też prowadzi perfekcyjnie. Kiedy trzeba to skarci, kiedy trzeba poklepie. Pełne skupienie, mozolna praca i do przodu. Brawo Sławek.

Drugi junior to Dróżdż. O tym chłopaku jest ciszej, ale robi ogromne postępy. Miałem przyjemność go oglądać niedawno w Krośnie. Poprawia sylwetkę, chce pracować, coraz śmielej trzyma manetkę, a przede wszystkim jest bardzo dojrzałym i odpowiedzialnym młodym chłopakiem. Ujął mnie wywiad, którego udzielił kanałowi Podkarpacie Live TV po meczu ligowym w Krośnie. Na pytanie czy ojciec pomaga mu w parkingu odpowiedział, że tata zostaje w domu, bo nie będzie ojca zabierał ze sobą do własnej pracy. Kapitalna sentencja!

Czy Andrzej Rusko jest najbardziej wpływowym prezesem polskiego klubu żużlowego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×