Atutem Janusza Kołodzieja jest na pewno to, że finał Drużynowego Pucharu Świata odbędzie się właśnie na torze w Lesznie. W niedzielę był na stadionie Alfreda Smoczyka niemal bezbłędny. Wygrał cztery wyścigi i uzbierał dwanaście punktów. Rysą na jego występie jest jednak bieg piętnasty, gdy przyjechał na metę ostatni.
Kołodziej przyznawał w pomeczowych wywiadach, że jest na siebie zły za tę wpadkę. - Ostatni bieg totalnie mi nie wyszedł. Czuję złość, bo liczyłem, że w końcu zakończę zawody z kompletem, bez żadnej biegowej wpadki. Sprzęt, co pokazał ten mecz, mam bardzo dobry, ale znów popełniłem kilka błędów. Będę musiał przeanalizować na spokojnie, co poszło nie tak - tłumaczył żużlowiec.
Czy ostatni, nieudany bieg, może przesądzić o tym, że Kołodzieja w kadrze na finał DPŚ nie będzie? Jest to na pewno niewielka rysa na jego kandydaturze. Trener Marek Cieślak ma poza tym w kim wybierać. Ma przecież czterech zawodników, którzy na co dzień startują w cyklu Grand Prix. Do tego dochodzą dwie inne kandydatury: Przemysław Pawlicki i Jarosław Hampel.
Leszczynianie nie ukrywają, że chcieliby oglądać podczas finału DPŚ jak największą liczbę swoich zawodników. Menedżer Piotr Baron zaznacza jednak, że nie będzie dzwonić do selekcjonera, namawiając na to, by powołał Kołodzieja. - Janusz, podobnie jak pozostali nasi zawodnicy, popracował nad sprzętem i tym razem silniki go naprawdę niosły. Jeśli chodzi o kadrę, to decyzja należy jednak do Marka Cieślaka. Nie będę wchodzić w jego kompetencje i wypowiadać się, kto powinien zostać powołany, a kto nie. Zobaczymy jaką podejmie decyzję - skwitował Baron.
ZOBACZ WIDEO Stadion Orła rośnie w oczach! Trwają rozmowy o dachu