Andrzej Rusko: Polska hegemonia staje się nudna i zabija żużel (wywiad)

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Andrzej Rusko w objęciach zawodników Sparty
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Andrzej Rusko w objęciach zawodników Sparty

Andrzej Rusko, jedna z najbardziej wpływowych osób polskiego żużla, przekonuje, że polska hegemonia nie jest dobra nie tylko dla światowego speedway'a, ale i dla nas samych.

Dariusz Ostafiński, WP Sportowe Fakty: Na sobotni finał DPŚ czekamy ze spokojem. Kogokolwiek by nie spytać o końcowy wynik, można usłyszeć, że wygrana Polaków wydaje się oczywista.

Andrzej Rusko, przewodniczący rady nadzorczej WTS Wrocław, były menedżer reprezentacji Polski: Jak ostatnio spotkałem Piotra Szymańskiego, przewodniczącego GKSŻ, to powiedziałem mu, że współczuję i jemu i trenerowi Markowi Cieślakowi. Zwycięstwo w DPŚ wydaje się czymś naturalnym, więc oni mogą tylko przegrać. Złoto Polaków zostanie przyjęte jak coś oczywistego. A jak nie wygramy, to stanie się tragedia. Będzie polowanie na czarownice i szukanie winnych.

Zawodnicy i trener oburzają się jednak, jak ktoś im mówi, że złoto dla Polski jest oczywiste.

Oni się oburzają, bo muszą jeszcze wyjechać na tor i to zrobić. Mówimy jednak o takim ogólnym odbiorze, o tym, jak patrzą na to kibice. My turniej DPŚ zdominowaliśmy. W ostatnich dziesięciu latach zdobyliśmy sześć tytułów. Jak dostajemy na co dzień krewetki, to z czasem przestają być one rarytasem.

Najgorsze jest to, że polska hegemonia nie jest dobra dla żużla. My się cieszymy, ale za chwilę będziemy się kisili w swoim sosie, bo wszyscy wokół umierają.

Zgadzam się, to jest złe. Dlatego trzeba wprowadzić mistrzostwa świata par, o ile chcemy, żeby dyscyplina zaczęła się rozwijać. Dziwię się, ze FIM nie reaguje. W blisko 60-letniej historii drużynówki było sporo zmian i pora na kolejne, bo hegemonia Polaków pod wodzą Cieślaka zaczyna być trochę nudna i zabija żużel w wymiarze globalnym. Lokalnie w sumie też, bo już nie żyjemy tym tak bardzo.

Tymczasem sport kocha niespodzianki i emocje.

To prawda. Wystarczy spojrzeć, jaką furorę zrobił awans Łotyszy do barażu. W dodatku kosztem faworyzowanych Duńczyków. Oni byli niedawno mistrzami, głównym konkurentem Polski. Nawet bez Nickiego Pedersena wydawali się mocni. W Vasterwik zobaczyliśmy jednak całe piękno sportu. I jaki szum się zrobił. Podobnie było, jak Szymon Woźniak wygrał finał mistrzostw Polski. Sport kochamy za dramaturgię i niespodzianki. Zakończenia, których nikt się nie spodziewał, są solą spotu. Jeśli nie dzieje się nic nieoczekiwanego, to równie dobrze można iść do kina na film. Dlatego raz jeszcze powtórzę, że potrzebujemy mistrzostw świata par, bo sukces innej drużyny niż Polska będzie impulsem do rozwoju dyscypliny w innym kraju.

ZOBACZ WIDEO Żużel był już na World Games (VIDEO)

Dziś mamy raptem kilka mocnych federacji.
 
Może być jednak lepiej. Łotwa się odradza, Rosjanie są coraz mocniejsi, Czesi mają zawodnika, który może ich pchnąć w dobrym kierunku. Marzy mi się jeszcze odrodzenie takich federacji jak Węgry, Austria, Chorwacja i Włochy, że o Nowej Zelandii nie wspomnę. W parach nawet mając jednego zawodnika można wiele zdziałać, a każdy medal to impuls.

Żadne pary jednak nie pomogą, jeśli będą się zdarzały sytuacje, że najlepsi zawodnicy nie jeżdżą w reprezentacji. Rosja nie ma Artioma Łaguty, Stany Zjednoczone jadą bez Grega Hancocka.

Sztuką jest, by menedżer umiał trafić do zawodnika. Nie może się obrażać, odwracać plecami. Podobną historię do wymienionych mamy z Taiem Woffindenem, który nie jedzie w DPŚ, ale był gotów wystąpić w World Games. Chciał nawet przygotować zawodnika, z którym pojedzie w parze, bo na igrzyskach będzie ściganie właśnie w tej formule. Anglia potrzebuje sukcesu i mądrość federacji powinna polegać na tym, że dogada się z najlepszym zawodnikiem. Nie chcę przesądzać, kto ma w tym sporze rację. Pewnie wina jakoś tam się rozkłada. Menedżer powinien jednak zagryźć zęby i załatwić start Taia, bo Anglicy tego potrzebują. Identycznie rzecz powinna wyglądać w tych innych wymienionych przypadkach.

Czy układ, w jednym roku DPŚ, w drugim pary, jest optymalny?

Chyba tak, bo jednak układ sił tak szybko się nie zmienia. Robiąc taki przekładaniec dajemy szanse na złamanie prawa serii, ale i też mamy szansę zwiększyć rangę jednej i drugiej imprezy. Powinno wrócić zainteresowanie kibiców. A jakby tak jeszcze Czesi, Łotysze, czy Francuzi, gdzie też jest grupka zawodników, stanęli na pudle, to dalibyśmy impuls. Nagle egzotyczny dotąd kraj stałby się ważnym rywalem, bo przecież doskonale wiemy, jak jedna gwiazda może zmienić postrzeganie danej reprezentacji. Zresztą, poczekajmy do World Games, bo wtedy dostaniemy odpowiedź na pytanie, ile mogą nam dać pary.

To dziwne, że musimy zabiegać o odwrócenie korzystnego dla nas trendu, żeby mógł zyskać cały żużel.

Jest takie powiedzenie, że wśród ślepych to i jednooki jest królem. Czy mamy dalej cieszyć się z tego, że u nas jest boom, bo mamy najliczniejszą i najlepiej zorganizowaną ligę? Generalnie wszystko przykrywamy masą. Nie mamy seryjnych indywidualnych mistrzów świata z Polski. Musiałby jednak stać się kataklizm, żebyśmy przegrali finał DPŚ. W parach na World Games też jesteśmy faworytami. Nasza wygrana nie jest już jednak taka oczywista. Stać nas na to. Jeśli zwyciężymy, satysfakcja będzie z pewnością większa, niż w przypadku DPŚ.

Przed DPŚ jedyne emocje wzbudzał temat ewentualnej zamiany Hampela na Pawlickiego. Inna sprawa, że ta dyskusja miała drugorzędne znaczenie, bo powinniśmy wygrać bez względu na wszystko.

Ta dyskusja nie miała żadnego sensu. Przy całym szacunku dla Jarosława Hampela potrzebuje on jeszcze trochę czasu. Trener Cieślak dokonał wcześniej wyboru i trzeba to uszanować. Jedne czy drugie słabe zawody Piotra Pawlickiego nie mogą nagle wywracać wszystkiego do góry nogami.

Swoją drogą, mamy głupie przepisy. Gdyby trener chciał dokonać zamiany Hampela na Pawlickiego, to ten drugi musiałby pauzować trzy dni po finale i nie mógłby pojechać w niedzielnym meczu ligowym.

W żużlu dominuje myślenie negatywne. Wiele przepisów jest nastawionych na to, żeby komuś uniemożliwić kombinację. Poza tym działacze ustanawiający reguły gry zatrzymali się w latach 60-tych. Zamiast być bliżej kibica, tkwią w skostniałych układach. Tymczasem świat się zmienił, kibic to klient, który wymaga, a żużel to biznes.

A przecież normalnym podejściem do składu można by wygenerować dodatkowe emocje.

Wystarczyłoby zrobić tak jak w lidze, że skład na finał zgłaszamy kilka dni przed zawodami, ale z tym zastrzeżeniem, że w dniu imprezy można dokonać dwóch zmian.

Komentarze (96)
avatar
alfi
8.07.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Każdy kto tak mówi jest skrajnym głupcem . Jak może znudzić się smak zwycięstw , na które czekaliśmy do 21 wieku . Panie Rusko pan powinien skupić się na oglądaniu seriali Tureckich lub tych z Czytaj całość
zzz
8.07.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Panie Rusko. Proszę mi wybaczyć, ale pisze/mówi pan oczywiste androny ! Od lat 70-tych, były okresy dominacji tak indywidualne jak i drużynowe. Najpierw w latach 70-tych drużynowo dominowali An Czytaj całość
avatar
obserwator pierwszy
7.07.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
może Darku coś na poważnie napiszesz ? 
PoloniaWielka
7.07.2017
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Zwykły bełkot. A Ostaf wywiad robił pod stołem będąc?
Faktycznie, to DPŚ jest zbyt często. ja bym wolał kilkuetapowe eliminację i finał raz na 2 lata. Ale nie taki finał jak teraz, tylko normal
Czytaj całość
RUNner
7.07.2017
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Żużel zanika, bo jest sportem kosztownym i niebezpiecznym, a do tego nie oferuje kokosów zawodnikom. Lepiej być piłkarzem w Polsce (o świecie nawet nie wspomnę) niż żużlowcem. Ten pierwszy dost Czytaj całość