W sporcie żużlowym liczy się nie tylko człowiek, ale i maszyna. Tomasz Gollob powiedział kiedyś, że dawniej umiejętności zawodnika miały większy wpływ na końcowy wynik niż szybkie silniki. Proporcje szacował na 60 do 40. W ostatnim czasie wszystko się jednak zmieniło. Przede wszystkim liczy się sprzęt.
W tej sytuacji los złotego medalu reprezentacji Polski jest także w rękach tunerów, którzy robią silniki naszym żużlowcom. Numerem 1 jest Flemming Graversen. Duńczyk przygotowuje sprzęt dla Bartosza Zmarzlika i Piotra Pawlickiego. Obaj mają też silniki od Jana Anderssona.
Kiedyś Zmarzlik był ważnym klientem Szweda, ale teraz współpracują sporadycznie. Stosunki się ochłodziły, kiedy Bartosz mocniej postawił na Graversena. Gdy idzie o Piotra, to ma on jedną jednostkę napędową Anderssona. Ostatnio była ona w serwisie, więc w DPŚ, gdyby coś nie grało z silnikami Graversena, Pawlicki będzie miał coś w zanadrzu.
Patryk Dudek jest jedynką u Anderssona. Tą współpracę można porównać do układu, jaki kiedyś obowiązywał na linii Andersson - Gollob. Patryk dostaje wszystko co najlepsze. W ciemno można założyć, że Jan nie zrobi niczego, by zaszkodzić Patrykowi. W końcu ma szansę zdobyć z nim medal w Grand Prix, a dla tunera jest to wielki prestiż. Ostatnie złoto zdobył Andersson w 2010 roku z Gollobem.
ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody. Dużo będzie zależeć od DPŚ
Maciej Janowski zwykle brał silniki z różnych źródeł. Korzystał nie tylko z Anderssona, ale i Petera Johnsa, i Ryszarda Kowalskiego. Teraz zdecydowanie stawia na tego ostatniego. Maciejowi świetnie wyszedł turniej GP Warszawy, gdzie miał silnik Kowalskiego i od tamtego czasu nie kombinuje.
Warto wspomnieć o rezerwowym Jarosławie Hampelu, który od lat jest związany z Anderssonem. Silniki, które Jarosław dostał na początku sezonu były odrobinę za mocne. Jednak panowie wymienili uwagi raz, drugi i sprzęt działa bez zarzutu.
A nie Hampel.