Michał Wachowski, WP SportoweFakty: Panie Janie, przed laty odnosił pan duże sukcesy w Mistrzostwach Polski Par Klubowych. Czy pamięta pan te zwycięstwa?
Jan Krzystyniak: O, tak. Mieliśmy dwa złota z Falubazem, kolejne dwa z Unią Leszno, a poza tym zdobywałem też medale w barwach Stali Rzeszów. Były to dwa srebra w 1989 i 1990 roku.
Który z finałów MPPK wspomina pan najlepiej?
- Zwykle najlepiej smakuje pierwszy sukces i tak też było w moim przypadku. Mam tu na myśli finał MPPK z 1982 roku w Gorzowie. Szczerze mówiąc, znalazłem się w składzie na te zawody dość przypadkowo. Byłem młodym, 24-letnim chłopakiem, a w Falubazie było dwóch, trzech bardziej zasłużonych zawodników. Tak czy inaczej postawiono na mnie i w finale startowałem u boku Andrzeja Huszczy. Nie zawiedliśmy i zdobyliśmy złoto. Było to nie byle jakie osiągnięcie, bo Leszno reprezentował Romek Jankowski, a w Gorzowie jechali Bogusław Nowak i Jerzy Rembas. Sukces na torze Stali smakował szczególnie.
Zgadza się pan z tym, że MPPK cieszyło się przed laty dużo większym prestiżem?
- Oczywiście, że tak. To była jedna z najważniejszych imprez w roku. Rozgrywano nie tylko sam finał. Najpierw były ćwierćfinały i półfinały. Każdy klub w kraju starał się zawsze wystawić swoją najmocniejszą parę. O tych zawodach rozmawiano tygodniami i analizowano, kto ma największą szansę
ZOBACZ WIDEO MPPK to coś wyjątkowego. Impreza gdzie należy się pokazać (WIDEO)
Dlaczego z biegiem czasu ranga tych zawodów zdecydowanie spadła?
- Prawda jest dość bolesna, ale łatwo się jej domyślić. Chodzi oczywiście o kasę. Dziś to pieniądze, a nie prestiż są na pierwszym miejscu. Gdyby żużlowcom płacono za punkty w MPPK jak na lidze, to pewnie zależałoby im bardziej. Przez lata oglądaliśmy sytuację, jak żużlowcy i same kluby podchodziły do tych rozgrywek ulgowo. Na finał wysyłano drugi garnitur, a na zawody nie przychodzili koniec końców kibice.
Widać jednak, że władze polskiego żużla starają się prestiż MPPK odbudować.
- To dobre wieści, ale obawiam się, że może być już za późno. Lata zaniedbań nie łatwo odbudować. Niech w każdym razie próbują, bo jeśli tego by nie robili, to chyba trzeba by z rozgrywania MPPK zrezygnować.
Optymizmem napawa fakt, że mocna będzie stawka niedzielnych zawodów. Na liście startowej są Hampel, Zmarzlik, Protasiewicz czy Kasprzak.
- Nazwiska robią wrażenie i może być ciekawa rywalizacja. Chyba, że zawodnicy potraktują te zawody jak poligon doświadczalny przed ligą i będą po prostu testować sprzęt. Jeśli jednak pojadą na poważnie, to zapowiada się zacięta walka o tytuł.
Czy będzie pan śledzić tegoroczną imprezę?
- Tak, nawet się na nią wybieram, bo w środę, jako dawny medalista, dostałem od organizatorów zaproszenie. Będzie to dla mnie taka sentymentalna podróż, bo pojadę tam przecież drogami, jakie doskonale pamiętam z czasów, gdy byłem żużlowcem. Chętnie odwiedzę stadion, działaczy i zobaczę dawnych kolegów z toru. W Ostrowie zawsze było ciekawe ściganie. Oby tylko zawodnicy podeszli do tego poważnie i stworzyli widowisko.