Dariusz Ostafiński. Bez Hamulców 2.0: Witaj Jacku w Matriksie. I jeszcze o zaniedbanym Falubazie (felieton)
Czy Jacek Frątczak już zmienił imię na Neo? Nie wiem, ale powinien. Wiara toruńskich kibiców w to, że on jest tym wybranym, że uratuje Get Well przed zagładą, jest niesamowita. Ciężko jednak nadrobić blisko dwa lata zaniedbań w kilka dni.
Bez Hamulców 2.0, to felietony Dariusza Ostafińskiego, redaktora WP SportoweFakty.
***
Rozmawiałem dzisiaj z nowym menedżerem Get Well i wspomniałem, że umieszczę go w Matriksie. Zaśmiał się, ale i też zachował się dokładnie tak, jak Neo w rozmowie z Morfeuszem (z góry zastrzegam, że nim nie jestem). Bronił się przed stwierdzeniem, że on jest tym wybranym. A przecież nie ja to wymyśliłem. To wiara i nadzieja toruńskich kibiców przeniosła Jacka Frątczaka do filmowego świata. To oni widzą w nim Neo, który póki co stara się wszystkim wmówić, że z kimś go pomylono. Czy aby na pewno?
Wracając jednak do meritum, to ja się nie dziwię Frątczakowi, że tak się broni przed tym porównaniem z Neo. Plan był taki, że przychodzi na niecały miesiąc, wykonuje zadanie i wraca do grona ekspertów nSport+. Tymczasem, ledwo rozpoczął pracę, a już mu wypadło dwóch zawodników, w tym lider Greg Hancock. Ta misja, nagle zrobiła się niezwykle niebezpieczna i bardzo trudna. Jeśli potwierdzą się informacje, że Max Fricke już w tym sezonie nie wystąpi w barwach ROW-u Rybnik, będzie łatwiej, choć nikt nie da Get Well szóstego miejsca za darmo.
A już tak na marginesie toruńskich rozważań, to nie sposób uciec od refleksji, że Frątczak w mig pojął, jak i gdzie uderzyć, żeby sytuacja w szatni Get Well uległa choć delikatnej poprawie. Poprzedni Jacek stał między zawodnikami z miną, która mówiła "bez kija nie podchodź". Ten nowy Jacek skraca dystans i stara się budować swoich podopiecznych, pomagać im na miarę swoich możliwości. Teraz chodzi o to, żeby ta rodzącą się chemię zamienić na minimum 6 punktów (dwa z Włókniarzem Vitroszlif CrossFit Częstochow, trzy z MRGARDEN GKM Grudziądz i bonus z ROW-em).
Przechodzimy do Marka Cieślaka, który po meczu w Częstochowie powiedział naszemu reporterowi Łukaszowi Witczykowi, że zwyczajnie zaniedbał klubowe obowiązki, bo dzień wcześniej prowadził reprezentację Polski na World Games 2017. Już czytałem wyjaśnienia pana Marka (takie w jego stylu), że coś tam powiedziałem, że przecież Zielona Góra musiała się liczyć i tym podobne. Bierzmy zatem przykład z trenera żużlowej kadry. Tak sobie myślę, że jak następnym razem wpadnę do żużlowego Magazyn PGE Ekstraligi, to na drugi dzień nic tutaj nie napiszę. Powiem, że się nie wyspałem i przez to zaniedbałem. Będę jednak wytłumaczony, bo przecież pracodawca musiał się z tym liczyć.
Swoją drogą, wiem że trener nie ma tego w kontrakcie, byłoby jednak lepiej, gdyby Cieślak nie gadał, że zaniedbał i zrehabilitował się prowadząc zielonogórskich juniorów w DMPJ. Ostatnia runda w Zielonej Górze naprawdę głupio wyglądała. Get Well przyjechał z Robertem Kościechą, Cash Broker Stal Gorzów z Piotrem Paluchem (wszędzie była jakaś fachowa opieka eks-żużlowca), a Falubaz prowadził kierownik Tomasz Walczak. Nic do niego nie mam, ale coś tutaj nie gra. I naprawdę myślę, że Cieślak mógł to wyjątkowo ogarnąć. W ramach rekompensaty za Częstochowę.
Na koniec będzie o wszystkim tym, co dzieje się wokół Grigorija Łaguty. Wciąż nie wiemy wszystkiego na pewno i lidze grozi niezły bałagan. Nie będzie prawomocnego wyroku, a w rozgrywkach zapadną nieodwracalne decyzje. Niestety, ale brakuje jasnych i przejrzystych procedur. Nie wiemy, co w takich przypadkach. A przecież wystarczyłoby, żeby Komisja do Zwalczania Dopingu w Sporcie podawała wyniki badań w ciągu kilku dni i nie byłoby sytuacji, że zawodnik po wpadce zalicza jeszcze dwa inne mecze.
ZOBACZ WIDEO Budowa nowego stadionu Orła z lotu ptaka. Widok jest imponujący! (WIDEO)