Chyba każdy żużlowiec mógłby pozazdrościć Australijczykowi takiego debiutu w PGE Ekstralidze. Get Well Toruń co prawda w Lesznie przegrał, ale Jack Holder uzbierał trzynaście punktów i trzy bonusy. - Gdyby ktoś przed meczem powiedział mi, że tak pojedzie, na pewno bym nie uwierzył. Prędzej spojrzałbym na rozmówcę z politowaniem - mówi żużlowy menedżer, Sławomir Kryjom.
[tag=18220]
Jacek Frątczak[/tag] i działacze toruńskiego klubu stanęli na głowie, by młody Holder był do ich dyspozycji przy okazji kolejnych meczów ligowych. Wiadomo już, że Australijczyk pojedzie w niedzielę przeciwko Włókniarzowi Vitroszlif CrossFit Częstochowa. Gwarancji, że znów zapunktuje na tak dobrym poziomie nikt jednak menedżerowi Get Well nie da.
- Jedno jest pewne. Jack to wielki talent, który za kilka lat do spółki z Fricke i Kurtzem powinien stanowić o sile australijskiego speedwaya. Tego czy na Motoarenie nawiąże do wyniku w Lesznie, nie potrafię jednak przewidzieć. Zdecydowanie najbliżej odpowiedzi na to pytanie jest z nas wszystkich Jacek Frątczak. To on obserwuje z bliska młodego Holdera i jeśli postawi na niego w niedzielę, będzie to poparte odpowiednimi wnioskami - dodaje Kryjom.
Aktualny potencjał Jacka Holdera zakłamuje nieco fakt, że startował on w Lesznie na silnikach od Grega Hancocka. Gdyby został przy swoich, na których ściga się na Wyspach, o tak znakomitym wyniku raczej nie byłoby mowy. - Nie ulega wątpliwości, że wsparcie ze strony Grega było to kluczowe. Nie chodzi jedynie o sam sprzęt, ale też o jednego z członków jego teamu, który Jackowi pomagał. Trzeba jednak powiedzieć sobie szczerze: gdyby Holder nie miał odpowiednich umiejętności, to nic na silniku Grega by nie osiągnął. Dobry zawodnik na słabym sprzęcie wyniku nie zrobi, ale gdy posadzi się kiepskiego żużlowca na najlepszym motocyklu, efekt będzie podobny. Trzeba więc docenić to, co zrobił Holder, zwłaszcza, że mecz był w Lesznie, a Unia jest ostatnio w formie - zauważa Sławomir Kryjom.
Możliwe, że prawdziwą wartość Jacka Holdera poznamy dopiero, gdy po kontuzji na tor wróci Greg Hancock. Wówczas młody Australijczyk przerzuci się pewnie ponownie na własne siniki. - Gdyby w Lesznie startował na swoim sprzęcie lub na tym pożyczonym od starszego brata, do granicy trzynastu "oczek" i trzech bonusów by się nie zbliżył. Raczej zrobiłby pod sześć, osiem puntów, co i tak uznalibyśmy za niezły wynik - kwituje menedżer.
ZOBACZ WIDEO Ryszard Czarnecki: Ta impreza ma stałe miejsce w kalendarzu żużlowym (WIDEO)
https://speedwayekstraliga.pl/final-miss-startu-pge-ekstraligi-2017/