Może było trochę za dużo łiskacza - rozmowa z Romanem Chromikiem, zawodnikiem KSM-u Krosno

Roman Chromik był jednym z lepszych zawodników KSM-u Krosno w poniedziałkowym meczu z Kolejarzem w Rawiczu. Przywiózł dla ekipy przyjezdnych osiem punktów, na swoim koncie zapisał dodatkowo bonus. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl 28-letni zawodnik opowiada między innymi o tym, dlaczego jego dobrze zapowiadająca się kariera nie potoczyła się tak, jakby sobie tego życzył.

Jarosław Handke: Jak ocenia pan przegrany przez was minimalnie mecz z Kolejarzem?

Roman Chromik: Po prostu MotoCross. Ten rawicki tor w tych zawodach był totalną porażką, to jest antyreklama żużla. Nie wiem czy organizatorzy coś z tym zrobią, czy będzie tak w dalszym ciągu w trakcie sezonu? Liczył się tylko start i utrzymanie na motocyklu, była bowiem dziura na dziurze, to była makabra. Już po samej liczbie upadków można stwierdzić, co działo się na torze.

Na co stać drużynę z Krosna w kolejnych meczach?

- Trzeba jechać dalej i starać się wygrywać w kolejnych spotkaniach. System rozgrywek w tym roku jest tak ułożony, że punkty zdobyte w trakcie sezonu aż tak mocno się nie liczą, później dopiero przychodzi kilka meczów w play-offach, w których trzeba jechać na maksa. Należy w pierwszej części sezonu zapewnić sobie awans do czołowej czwórki tabeli, a następnie powalczyć o coś w końcówce sezonu.

Czy pierwsza czwórka jest w waszym zasięgu?

- Tak, myślę, że spokojnie pierwsza czwórka jest w naszym zasięgu, powinniśmy się w niej ulokować w trakcie sezonu.

Zgadza się pan z twierdzeniem, że jeśli nie byłoby w poniedziałkowym meczu tylu upadków i wykluczeń zawodników gospodarzy, to spotkanie zakończyłoby się wynikiem w granicach 55:35?

- Nie, nie zgadzam się z takim twierdzeniem. Wtedy byłaby zupełnie inna jazda na pewno także z naszej strony.

Dlaczego zdecydował się pan na zespół z Krosna?

- Generalnie to trudno powiedzieć, po prostu działacze z Krosna zadzwonili do mnie przed sezonem jako pierwsi, później nastąpiły negocjacje, dogadaliśmy się i wylądowałem w tym klubie.

Czy nie żal panu było opuszczać Rybnika, gdzie obecnie wyklarowała się silna drużyna?

- Tak, było trochę żal opuszczać Rybnik, ale co miałem zrobić? W Rybniku była inna koncepcja składu na sezon 2009. Mi to, że odpocznę sobie od Rybnika także dobrze zrobi. Zobaczymy, co będzie dalej.

W 2000 roku zdobył pan w Lesznie Brązowy Kask. Od tamtej pory pańska kariera mogła się rozwinąć jednak nieco lepiej, niż się rzeczywiście rozwinęła…

- Nie wiem, może było trochę za dużo łiskacza (śmiech). A tak na poważnie to z roku na rok tak się jakoś składało, że szło mi coraz gorzej, później doszła do tego jeszcze mniejsza liczba startów. Można powiedzieć, że jeszcze pierwszy i drugi rok w gronie seniorów były w miarę dobre, a później odeszło mi sporo jazdy, na przykład w lidze szwedzkiej. A startowanie raz w tygodniu w meczu i trenowanie przed nim to jest za mało. Mam na pewno trochę zbyt mało jazdy.

Czy widzi pan jakąś drastyczną różnicę między klubami pierwszej i drugiej ligi? Bo wielu zawodników twierdzi, że poziom na zapleczu Ekstraligi jest bardzo wysoki i niektóre drużyny u siebie wygrywałyby z ostatnimi ekipami E-ligi.

- To co pan powiedział, to jest racja. Mi wydaje się też, że niektóre ekipy z drugiej ligi z kolei śmiało rywalizowałyby w pierwszej lidze. Bo na przykład na tym torze w Rawiczu problemy miałby niejeden pierwszoligowy zespół. Druga liga rządzi się swoimi prawami. Na pewno nie jest w niej tak łatwo, jak niektórym się wydaje i część ludzi twierdzi, że skoro to jest druga liga, to punkty się w niej zdobywa bardzo łatwo.

Gdzie pan będzie startował poza granicami naszego kraju?

- Na razie mam podpisany kontrakt tylko w lidze polskiej z drużyną z Krosna. Próbowałem załatwić sobie coś w Szwecji parę tygodni temu, nie udało się, będę jeszcze próbował. Jeśli nic z tego nie wyjdzie, to pozostanie mi druga liga w Polsce i jakieś sporadyczne występy w turniejach za granicą.

Komentarze (0)