Szlaką pisane to felieton Jarosława Galewskiego, dziennikarza WP SportoweFakty.
***
Fajnie, że Jacek Frątczak pokazał klasę i podziękował Jackowi Gajewskiemu za cztery zdobyte punkty, a zwłaszcza za wysoką wygraną nad ROW-em Rybnik. Dzięki temu udało się ugrać bonus, który chyba będzie punktem na wagę utrzymania. Osobiście uważam jednak, że zielonogórzanin poprzednikowi powinien być wdzięczny za coś innego. Gajewski przed sezonem może nie zbudował drużyny idealnej, ale zrobił to tak, że Frątczak po objęciu "fuchy" menedżera miał w ogóle kim jeździć.
Po zimie niektórzy mówili, że Get Well pozbierał "odpady", że po co tak szeroka kadra ze słabym Jensenem i wypalonym Walaskiem. Teraz już chyba nie ma dyskusji, że to miało sens. Gdyby któregoś z tych zawodników nie było, to po kontuzjach Hancocka i Miedzińskiego, byłby prawdziwy dramat i spadek z PGE Ekstraligi.
Jako jeden z nielicznych nie dołączyłem do grupy, która winą za wszystko, co złe na Motoarenie obarczała Gajewskiego i zwalniała go po każdym przegranym meczu. Nadal twierdzę, że menedżera w Toruniu od początku sezonu mieli świetnego, ale mógł niewiele, bo drużyna została zbudowana w ryzykowny sposób. Rozumiem jednak również, że po odejściu Vaculika trzeba było postawić wszystko na jedną kartę. I w sumie eksperyment w połowie wypalił, bo transfer Jensena zapisałbym na plus. Największym problemem był kryzys Holdera i Przedpełskiego oraz juniorzy, którzy mieli zaliczać się do ligowej czołówki, a byli jednymi ze słabszych. Konia z rzędem temu, kto potrafił to wszystko przewidzieć. Inna sprawa, że pewne wnioski trzeba z tego wyciągnąć.
Od pewnego czasu sugeruję, że Get Well popełnia błąd, bo wypuszcza z klubu zawodników, którzy się rozwijają, mają parcie na sukces, a zatrzymuje tych, którzy wszystko, co najlepsze już osiągnęli. To nie jest dobra droga. W drużynie musi być głód zwycięstw. Z Torunia nigdy nie powinni odejść Max Fricke i Jason Doyle. To Przemysławowi Termińskiemu i Jackowi Gajewskiemu będę wypominać jeszcze długo. Torunianie mieli w tym roku zespół bez wyrazu i nawet nowy menedżer miał problem, żeby z tego materiału uszyć coś zgrabnego.
ZOBACZ WIDEO Zobacz na czym polega praca kierownika startu
Pracę Frątczaka w Get Well oceniam jednak na piątkę z minusem. Nie chodzi nawet o to, że zrobił dużo pozytywnego zamieszania, bo to przy jego charakterze i sposobie bycia było pewne. Menedżer miał mieć w Toruniu fajne wakacje, bo po wpadce dopingowej Grigorija Łaguty wydawało się, że drużynę w lidze utrzyma nawet pies prezesa. Szybko jednak zaczęły się schody, trzeba było gasić pożary, budować nowego zawodnika (Jacka Holdera) czy postawić na nogi Pawła Przedpełskiego. Australijczyk i wychowanek stworzyli zresztą jeden z ciekawszych duetów w PGE Ekstralidze w ostatnich tygodniach.
Poza tym była wielka wartość dodana pod względem marketingowym. Udało się zjednoczyć całe toruńskie środowisko w trudnych chwilach. Niektórzy Frątczakowi wytykają jego "medialność". Mówią, że się lansuje i jest go wszędzie pełno. Nie za bardzo jednak rozumiem, dlaczego robi się z tego zarzut. Akurat koledzy po fachu od menedżera powinni się tego uczyć. O Toruniu było głośno, a za sprawą Frątczaka w większości w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Drużynie to na pewno nie zaszkodziło.
Dlaczego zatem ten minus? Za protest w meczu z Włókniarzem. Nie chodzi mi o to, że to było wątpliwe pod względem moralnym, bo nie mam nic do zagrań, na które pozwala regulamin. Dla mnie to element gry. Uważam jednak, że drużyna została wtedy wybita z rytmu. Wiem, że menedżer się ze mną nie zgadza, ale wyjątkowo pozostanę jednak przy swoim.
Przed torunianami teraz trudny czas. Zakładam, że meczów barażowych albo nie będzie, albo zostaną one bez problemu wygrane. Później trzeba będzie jednak wszystko przebudować. Znaleźć nowego menedżera i mocno przewietrzyć kadrę. Wpuszczenie świeżej, ambitnej krwi dla tego zespołu to konieczność. W Toruniu mają pole do popisu, bo na rynku będzie naprawdę wielu ciekawych zawodników. Nie potrzeba kosmetyki, tylko poważnej przebudowy i kogoś, kto nią mądrze pokieruje.
Get Well miał w tym roku dwóch Jacków, którzy do tej roli nadawali się idealnie. Po sezonie prawdopodobnie nie będzie żadnego, bo jakoś nie wierzę, że Gajewski wróci po tym, jak Frątczak zrobił swoje. W sumie szkoda, że taki jest na ten moment finał historii obu menedżerów. Obaj powinni być w żużlu. Zupełnie różni, ale obaj wiele warci.
[b]Jarosław Galewski