Manewr przyjezdnych się nie powiódł. Gospodarze wygrali 49:41 i to oni w nagrodę pojadą w finale Nice 1.LŻ. Orzeł skończył tym samym rozgrywki na czwartym miejscu. Zachowanie łódzkich działaczy nie przypadło do gustu zawodnikowi Jaskółek Arturowi Mroczce. Według niego, swoim postępowaniem strzelili sobie w stopę.
- Nie spodobało mi się działanie szefów Orła Łódź, którzy awizowali mocno okrojony skład, a w rzeczywistości desygnowali najsilniejsze zestawienie. Chcieli nas w ten sposób uśpić. Trafili jednak pod zły adres ponieważ my jesteśmy drużyną, która nie śpi, tylko walczy z każdym i w każdych warunkach - grzmiał Mroczka.
Biorąc pod uwagę, że duet pociągający w Orle za sznurki, czyli prezes Witold Skrzydlewski i trener Janusz Ślączka są obecnie jednymi z barwniejszych postaci w żużlowym światku, można się było spodziewać, że kombinacja przy pierwotnym składzie, w którym znaleźli się junior Mateusz Błażykowski i Gleb Czugunow będzie najzwyklejszą fikcją i ich zapowiedzi będzie trzeba odłożyć do książek na półkę z bajkami.
- To nie jest ważne kogo znam, i czego można po danym człowieku oczekiwać. Dla mnie osobiście to jest kłamstwo w żywe oczy i nie ma nic wspólnego z rywalizacją sportową. Normalni ludzie tak nie postępują. Chcieli zagrać nieczysto. Jak widać w ogóle im się to nie opłaciło - kontynuował swój wywód zawodnik Grupa Azoty Unii Tarnów.
- Przedziurawiliśmy łódź, która poszła na dno. My za to jedziemy nad morze. Mamy więc przed finałem doświadczenie z wodą - dodawał w żartobliwym tonie.
ZOBACZ WIDEO: #dzieńdobryLatoWP: zawody enduro w Bełchatowie