Nie od dziś wiadomo, że Grzegorz Zengota zaczął prezentować wysoki poziom po tym, jak zespół z Leszna objął Adam Skórnicki. To zaufanie szkoleniowca spowodowało, że wychowanek Ekantor.pl Falubazu rozwinął skrzydła i poczuł się pewniej. Skórnicki, nawet jeśli Zengocie nie szło w danych zawodach, pozwalał mu odjechać minimum cztery wyścigi. Zaufanie zaprocentowało, a żużlowiec stał się czołowym zawodnikiem leszczyńskiego zespołu.
Tego zaufania nie miał do Zengoty Piotr Baron. Trener, który dołączył do Fogo Unii poprzedniej zimy, już od progu sezonu posłał Polaka na ławkę, decydując się na wystawienie dwóch Duńczyków, czyli Petera Kildemanda i Nickiego Pedersena. Szczególnie z tym drugim Grzegorz Zengota toczył zacięte boje w meczach sparingowych. Wtedy wydawać by się mogło, że lepszym wyborem będzie nasz krajowy zawodnik, ale Baron widział to inaczej. To w tamtym momencie Zengota pierwszy raz pomyślał, że może zmienić klub. Wychowanek Ekantor.pl Falubazu zacisnął jednak zęby i walczył o swoje.
Zengota odzyskał miejsce w składzie, ale kto wie, jak wyglądałby jego sezon, gdyby nie kontuzja Pedersena. Pomimo faktu, że wrócił do zespołu i tak nie czuł wystarczającego wsparcia ze sztabu szkoleniowego. - Wiem, że stać mnie na bycie jednym z liderów zespołu. Już to pokazałem w poprzednich sezonach - komentuje sam zainteresowany.
Po przyjściu do Fogo Unii Jarosława Hampela szansa na miejsce prowadzącego parę spadła jednak praktycznie do zera. Trzeba też pamiętać, że zawodnik od razu po powrocie do składu łapał się do biegów nominowanych i punktował lepiej aniżeli Peter Kildemand. Baron jednak nadal nie traktował go jak zawodnika pierwszej linii i ten fakt przelał czarę goryczy.
ZOBACZ WIDEO To był jego sezon. Nie potrafi zliczyć wszystkich medali