Kontuzje nie skruszyły Jasona Doyle'a, choć teraz znów trafi pod nóż

Jason Doyle zacisnął zęby, by sięgnąć po upragnione mistrzostwo świata. Złoty medal IMŚ wynagrodził jego wszystkie cierpienia spowodowane kontuzjami.

Dawid Borek
Dawid Borek
Od lewej: Patryk Dudek, Jason Doyle, Tai Woffinden WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Od lewej: Patryk Dudek, Jason Doyle, Tai Woffinden
Od sporadycznych startów w Kolejarzu Rawicz, po złoty medal mistrzostw świata. Sam Australijczyk jeszcze kilka lat temu nie wierzył, że może być najlepszym żużlowcem globu. - Był jeden wielki moment w mojej karierze. Kilka lat temu, gdy jeździłem motorówką, słyszałem jak Rickardsson i Adams rozmawiają o wielkiej przyszłości Darcy'ego Warda i Chrisa Holdera. Pomyślałem wtedy "chwila, też chciałbym osiągać sukcesy na arenie światowej". Wtedy stwierdziłem, że chcę ciężko pracować i zbliżyć się do ich poziomu. Od tego momentu naprawdę mocno trenowałem i starałem się rozwinąć. Mistrzostwo świata wszystko wynagrodziło - wspomina Jason Doyle.

W 2015 roku Australijczyk zadebiutował w roli stałego uczestnika cyklu Grand Prix, zajmując w rozgrywkach piąte miejsce. Już wtedy urodzony w Newcastle zawodnik pokazał, że może wygrywać z najlepszymi żużlowcami na świecie. - Słyszałem głosy, że w Grand Prix nie uplasuje się nawet w czołowej ósemce i szybko wylecę z cyklu. Dla mnie była to jednak dodatkowa motywacja do ciężkiej pracy - mówi.

Zmorą Doyle'a przez całą karierę były kontuzje. - 11 razy diagnozowano u mnie zwichnięcie ramienia! Nie sądziłem, że kiedykolwiek ta część ciała znów będzie stabilna. Na operację w Barcelonie, którą przeszedłem rok temu, powinienem zdecydować się jakieś 9 lat wcześniej. Zabieg ten sprawił, że ramię zachowywało się bardzo dobrze, przez co mogłem jeździć na motocyklu na odpowiednim poziomie - dodaje.

Już przed rokiem Doyle był o krok od mistrzostwa świata. W przedostatnim turnieju Grand Prix, który miał miejsce na toruńskiej Motoarenie, Australijczyk doznał kontuzji, przez którą przedwcześnie zakończył sezon. - Urazy są częścią sportu, ale przecież nikt nie chce borykać się z nimi każdego roku. U mnie było tak, że praktycznie każdy sezon kończyłem w szpitalu. Przed rokiem byłem o krok od mistrzostwa świata, a z powodu urazu nie udało się zdobyć złota - przyznaje Doyle.

ZOBACZ WIDEO Tobiasz Musielak: Niewielu Polaków ma ten tytuł, co ja

W tegorocznym sezonie 32-latek znów nie uniknął kontuzji, jednak nie powstrzymały one go przed odpuszczeniem choćby jednego turnieju Grand Prix. - Niewiele osób wiedziało, że ciągle startowałem z uszkodzoną stopą. Musiałem zacisnąć zęby i dać radę. Trzy kości wciąż są połamane. Teraz, gdy już nie będę co chwilę jeździł, zaleczę kontuzję o wiele szybciej, niż miałbym ją leczyć podczas sezonu. W walce z bólem bardzo pomogła adrenalina, bo gdy tylko wsiadałem na motocykl, koncentrowałem się na wyścigu, zapominając o wszystkim wokół - tłumaczy.

W sobotę, w Grand Prix Australii w Melbourne, Doyle przypieczętował w końcu upragnione mistrzostwo świata. - Moja żona Emily zasługuje na ten puchar tak samo, jak ja, bo ostatnie dwa tygodnie nie były dla nas łatwe. Cały czas kalkulowałem w głowie różne scenariusze. Gdy wygrałem swoje trzy pierwsze wyścigi, emocje w końcu opadły. Ogromne podziękowania należą się też mechanikom, którzy wykonali wielką pracę. Byli przy mnie nawet w bardzo trudnych momentach. Bardzo pomogli mi w całej karierze. To dla nas wyjątkowy moment. Bez mojego teamu, nie byłbym teraz na szczycie - kończy Jason Doyle.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Jason Doyle w przyszłym sezonie wywalczy drugie w karierze mistrzostwo świata?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×