- Zauważyłem go jeszcze w 2013 roku podczas półfinału Drużynowego Pucharu Świata w Częstochowie - wspomina Barłomiej Juszczak, dziennikarz Radia Łódź, który współpracował wtedy z Orłem Łódź. - Wielkiego wyniku nie zrobił, ale na tle niektórych kolegów z reprezentacji wypadł przyzwoicie. Wtedy zaczęliśmy się zastanawiać, dlaczego ktoś taki nie jeździ regularnie w polskiej lidze - dodaje.
Orzeł z Jasonem Doyle'em w sprawie podpisania umowy kontaktował się przede wszystkim drogą mailową. Negocjacje nie były łatwe, mimo że Australijczyka nie znał jeszcze wtedy prawie nikt. - Zainteresowanie wyraził od razu, ale było kilka barier - wspomina Juszczak.
- Nie chciał jako pierwszy podać swoich warunków finansowych. Z czasem jednak udało nam się go do tego nakłonić, bo skontaktował się z innymi żużlowcami, którzy powiedzieli mu, że w Łodzi nie ma na co narzekać. Później problemem była kwota za podpis. Bardzo chciał ją otrzymać, ale w Orle były wtedy inne praktyki - tłumaczy nasz rozmówca.
Doyle ostatecznie dał się przekonać do jazdy w Łodzi. Nie wszyscy byli przekonani co do słuszności tego transferu. - Byłem pewny, że to będzie dobry zawodnik, ale u prezesa pojawiały się wtedy różne osoby, które krzywiły się, kiedy słyszały nazwisko Doyle. Pan Witold wiedział jednak, że niczym nie ryzykuje. Z drugiej jednak strony podpytywał mnie, czy na pewno wiem, co robię - podkreśla Juszczak.
- Wątpliwość pojawiła się u mnie jedynie przed pierwszym treningiem, na który Doyle przyjechał do Łodzi. Byłem przekonany, że ludzie, których ze sobą zabrał, tworzą jego team. Zakładałem, że się z nimi doskonale zna. Po chwili okazało się, że przyjechał z nim tylko Dave, z którym poznał się dzień wcześniej. Zastanawiałem się, jak facet chce zawojować Polskę, skoro dopiero w ostatniej chwili dograł sobie mechanika. Później okazało sie, że obawy były niepotrzebne. Doyle trafił na wielkiego fachowca - tłumaczy Juszczak.
Australijczyk od pierwszego treningu imponował na torze. Pokonywał zawodników, którzy spędzili na nim mnóstwo czasu. Orzeł już wtedy wiedział, że dobrze zrobił. Doyle okazał się najlepszym zawodnikiem całych rozgrywek. Klub robił wszystko, żeby go zatrzymać, ale oferta KS Toruń była zbyt kusząca dla żużlowca, który w wieku 30 lat trafił do PGE Ekstraligi. O Łodzi jednak nigdy nie zapomniał i wiele razy wspominał, że to w Orle rozpoczęła się jego droga po mistrzowski tytuł. - Jestem pewny, że on do nas wróci. To wydarzy się, kiedy uda nam się awansować do PGE Ekstraligi - zapowiada prezes łódzkiego klubu Witold Skrzydlewski.
ZOBACZ WIDEO Prezes PGE Ekstraligi chwali Włókniarza Częstochowa