Hit i kit to cykl artykułów, w których oceniamy okno transferowe w wykonaniu polskich klubów.
***
HIT: Okoniewski jeszcze pokaże, że może wiele
Przed minionym sezonem do Piły po 14 latach powrócił Tomasz Gapiński. W 2018 roku minęłyby dwie dekady od odejścia z Polonii innego wychowanka, Rafała Okoniewskiego. Urodzony w 1980 roku zawodnik także jednak zdecydował się na powrót do macierzy, kończąc wieloletnią podróż po Polsce. Ma on wypełnić lukę po Norbercie Kościuchu, który odszedł do Orła Łódź. Zadanie to, choć trudne, jest dla "Okonia" do zrealizowania, pomimo tego, że Kościuch poprzeczkę zawiesił wysoko, będąc sklasyfikowanym na trzecim miejscu w lidze pod względem średniej biegowej (2,296) w minionej kampanii.
Okoniewski po raz ostatni startował na zapleczu PGE Ekstraligi w 2014 roku w GKM-ie Grudziądz. Należał do czołowych zawodników tego zespołu, ale tak było w zasadzie w każdym pierwszoligowym, w którym miał okazję się ścigać - wcześniej w Zielonej Górze, Bydgoszczy i Rzeszowie. Ostatnio w ekstraligowym już Grudziądzu zaczęło być dla niego za ciasno, dlatego decyzja o zejściu ligę niżej i powrót do macierzy, wydaje się najlepszą z najlepszych. Okoniewski na tym szczeblu to zawsze skuteczny zawodnik i wiele wskazuje na to, że podobnie będzie w Pile. To na pewno bardzo dobry ruch transferowy Polonii i szansa na zastąpienie jeden do jednego poprzedniego lidera.
KIT: Ryzykowne wzmocnienia z zagranicy
Oprócz Kościucha z Grodem Staszica pożegnali się również Michał Szczepaniak i Wadim Tarasienko. W sezonie 2017 obaj nie byli wprawdzie czołowymi postaciami polonistów i mieli swoje problemy, to ze środowiskiem pilskim byli zżyci i ze swoich obowiązków najczęściej wywiązywali się solidnie. Tomaszowie Soter i Żentkowski byli więc zmuszeni poszukać alternatyw. Wybór dla niektórych może być uznany za dość zaskakujący i przynajmniej na ten moment mocno ryzykowny.
Do Piły trafili bowiem m.in. dwaj zawodnicy, notabene byli uczestnicy cyklu Grand Prix, co na pierwszy rzut oka powinno wskazywać na ciekawy manewr. Sęk w tym, że obaj w ostatnim czasie mocno zawodzili. Mowa o Tomasie H. Jonassonie i Chrisie Harrisie. Szwed po udanym sezonie 2014, gdy został m.in. indywidualnym mistrzem Szwecji i otrzymał stałą dziką kartę na starty w GP, nie potrafi wrócić na właściwe tory. Przeciętne występy w klubach z Leszna, Częstochowy i Daugavpils nie są dobrym prognostykiem przed nowym sezonem, ale z drugiej strony atutem Jonassona wciąż jest wiek. "THJ" w 2018 roku skończy dopiero 30 lat.
Brytyjczyk także, gdziekolwiek się ostatnio nie pojawiał, jeździł poniżej oczekiwań, ale w jego przypadku trudno o usprawiedliwianiem się błędami młodości, bo Harris niedługo skończy 35 lat i ma za sobą ogromny bagaż doświadczeń z GP (aż 103 turnieje). Ostatni pełny ligowy sezon odjechał przed czterema laty w Grudziądzu, gdzie można było być zadowolonym z jego usług (2,203). Od tamtej pory kontraktowano go w Rybniku, Krakowie i Rzeszowie. Wszędzie zapowiadał dobre rezultaty, ale na zapowiedziach się kończyło. Ostatnio Harris decydował się już nawet na jazdę w Championship w ojczyźnie, gdzie poziom zawodów nie należy do najwyższych. Przez to nie był zapraszany na mecze do Rzeszowa.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob: Nikt nie będzie musiał mi robić zdjęć z ukrycia