Joonas Kylmaekorpi swoją karierę żużlową zakończył u progu sezonu 2017. Przerwała ją poważna kontuzja uda oraz miednicy, której nabawił się w grudniu 2016 roku. Zawodnik może mówić o sporym pechu, bo jego forma i wyniki znajdowały się na krzywej wznoszącej. Miał za sobą bardzo udany sezon w Lokomotivie Daugavpils. Jego dobra dyspozycja została dostrzeżona przez ekstraligowy forBET Włókniarz Częstochowa. Kontrakt w tym klubie mógł być dla niego wielką szansą. Ostatecznie nie dość, że z propozycji nie skorzystał, to kilka miesięcy później zaskoczył wszystkich swoją decyzją. Poinformował, że kończy z żużlem.
Zdrowy rozsądek wziął górę. Żużlowiec dochodził do zdrowia po ciężkiej kontuzji i zdaniem lekarzy, nie było szans na powrót do sportu. Długo do tej decyzji nie trzeba było go namawiać. Kylmaekorpi doskonale wiedział, że pewien etap w jego życiu właśnie się zakończył. - Decyzja o zakończeniu kariery była prosta, bo zwyczajnie nie miałem innego wyjścia. To lekarze zdecydowali o tym - wspomina. - Moja kontuzja była zbyt poważna, abym mógł kontynuować uprawianie sportu. Rok po upadku wciąż nie mogę właściwie funkcjonować i prowadzić normalnego życia, nie wspominając nawet o uprawianiu jakiegokolwiek sportu. W tym momencie potrafię przejść 500 metrów bez bólu, ale później walka z moim biodrem jest nie do zniesienia - opowiada.
Przypadek byłego mistrza świata na długim torze to świetny casus dla innych żużlowców. Niejednokrotnie doświadczamy sytuacji, w której zawodnicy wracają na tor do ścigania po ciężkich kontuzjach, często wbrew woli lekarzy i niedoleczeni. Inni z kolei, po mimo zaawansowanego jak na sportowca wieku, nie potrafią odpowiednio wcześniej powiedzieć "pas". A sportowe życie przecież nie trwa wiecznie. Później przychodzi codzienność, w której jakoś trzeba funkcjonować. - Zawsze robiłem coś więcej w swoim życiu, niż tylko żużel. Kariera sportowa może zakończyć się w każdym momencie. Jeśli ktoś posiada jakiś inny biznes, albo przynajmniej pasję, to może wówczas z łatwością pokonać cały proces związany z zakończeniem uprawiania sportu - tłumaczy Kylmaekorpi.
- Obecnie pracuję w firmie internetowej z Andory, gdzie mieszkam. Tak naprawdę nie śledzę zbyt wiele wydarzeń żużlowych. Oglądam tylko cykl Grand Prix. Chciałbym w przyszłości zaangażować się w działalność sportową, ale niekoniecznie w żużel. Interesuję się innymi dyscyplinami motorowymi i sądzę, że to jest dla mnie dobra opcja. Mam wiele doświadczenia i wiedzy, którą mógłbym wykorzystać w różnych dziedzinach. Kocham motocykle i jestem pewien, że znajdę w przyszłości swoje miejsce w tym światku - dodaje.
Okazuje się, że Kylmaekorpi był świetnie przygotowany na moment, w którym będzie musiał porzucić motocykle i zamknąć je w warsztacie. Co prawda, nie planował, że nastąpi to tak szybko, ale to życie zmusiło go do tego. - Mogę doradzić innym osobom, aby były świadome tego, że kariera żużlowa trwa tylko przez pewien czas, a pieniądze kiedyś przestaną pojawiać się tak szybko, jak kiedyś. Inwestujcie albo oszczędzajcie pieniądze, a już na pewno wydawajcie je na rozsądne rzeczy. Ponadto, pamiętajcie, aby mieć w życiu też inne pasje. Kiedy skończycie z żużlem, nie będziecie czuć pustki – zakończył z przestrogą.
ZOBACZ WIDEO Falubaz przespał okres transferowy. "Za późno się zorientowali, że trzeba działać"