W sezonie 2008 Tomasz Gollob zaskoczył wszystkich polskich fanów speedwaya, zdobywając brązowy Medal Indywidualnych Mistrzostw Świata. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i przed rozpoczęciem cyklu Grand Prix 2009, "Chudy" zapowiedział walkę o medal z cenniejszego kruszcu: - Mam nadzieję, że w tym nadchodzącym sezonie powalczę o coś więcej. Jeszcze nie kończę kariery i myślę, że zdobędę dla Polski parę medali. Gollob jest bardzo ambitnym jeźdźcem i wspomniał nawet, że jego marzeniem wciąż jest sięgnięcie po tytuł IMŚ: - Jeżeli chodzi o walkę w Grand Prix, to każdego żużlowca, który chce zostać najlepszym zawodnikiem świata, czeka długa i żmudna droga. Na pewno będę jednak próbował i zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby końcowy efekt był jak najlepszy.
Tuż przed startem zmagań na żużlowych owalach, Gollob informował, że jego przygotowania do sezonu przebiegły bez większych zakłóceń: - Myślę, że co roku wszystko wygląda bardzo podobnie. Nie chodzi o to, żeby na coś kłaść szczególny nacisk. Najważniejsze jest to, żeby ogólnie się dobrze przygotować. To było dla mnie priorytetem w okresie przygotowawczym. Niestety, pierwsza kolejka Speedway Ekstraligi zweryfikowała te słowa. Nasz najlepszy żużlowiec miał kłopoty ze sprzętem i w pojedynku Unii Leszno ze Stalą Gorzów (61:29) wywalczył dla pokonanych zaledwie 4 punkty. - W pierwszym biegu było wszystko w porządku i nie myślałem wtedy, że tak pechowo dla mnie zakończy się cały mecz. W drugim starcie zanotowałem defekt, a w następnych biegach inne motocykle już nie spisywały się tak dobrze i rywale wyprzedzali mnie na dystansie. Cóż, złośliwość rzeczy martwych - powiedział po zawodach kapitan ekipy z województwa lubuskiego.
Dwa kolejne mecze Golloba w Speedway Ekstralidze wypadły już zdecydowanie bardziej okazale, ale kłopoty z maszynami powróciły podczas sobotniej Grand Prix Czech w Pradze. Gollob na Stadionie Marketa wywalczył zaledwie 7 punktów i w turnieju zajął dopiero 9 miejsce. - Motocykl, tak się wydawało, jechał dobrze. Jednak nie do końca spisywał się tak, jak tego oczekiwałem. Tak na gorąco mógłbym więc powiedzieć, że kłopot tkwił właśnie w sprzęcie. Maszyna, na której jechałem początkowo i zdobyłem na niej dwa drugie miejsca, zepsuła się. Musiałem się przesiąść na drugą i to już nie wyglądało za dobrze - powiedział po zawodach wyraźnie rozgoryczony kapitan reprezentacji Polski.
Nie lepiej było również we wtorkowym meczu szwedzkiej Elitserien, w którym Elit Vetlanda pokonała Vastervik z Gollobem w składzie aż 57:39. Polak zdobył w tym spotkaniu zaledwie 7 punktów i był jednym z żużlowców, którzy przyczynili się do wysokiej porażki Drużynowych Mistrzów Szwecji z sezonu 2005. Co dziwne, srebrny medalista IMŚ z 1999 roku twierdził po spotkaniu, że znowu nawaliły jego motocykle: - Powtórzyła się sytuacja z Pragi, kiedy to silniki nie chciały mnie słuchać. Ja wspólnie z moimi mechanikami musimy dojść do porozumienia z moimi silnikami, bo dalej tak nie może być.
Żużel na przestrzeni lat stał się niezwykle profesjonalnym sportem. Czołowi zawodnicy świata na wzór kierowców F1 skupiają się tylko i wyłącznie na jeździe, a przygotowanie sprzętu pozostawiają mechanikom oraz tunerom. Jeśli chodzi o tych ostatnich, od dawna wiadomo, którzy najlepiej znają się na swojej robocie. Nickiemu Pedersenowi "rakiety" dostarcza Flemming Graversen, Leigh Adams jest w tym roku tak szybki dzięki silnikom od Petera Johnsa, a Emil Sajfutdinow śmiga na sprzęcie ze stajni Ashley Hollowaya. Topowi jeźdźcy po zawodach nigdy nie narzekają na sprzęt, ponieważ zawsze jest on perfekcyjnie przygotowany. Tomasz Gollob ostatnimi czasy jest natomiast strasznie wolny na trasie. Można rzec, że tuner "Chudego" nie popisał się przed sezonem, ale tak naprawdę... nic nie wiadomo o tym tunerze.
Pytanie postawione w tytule artykułu wydaje się być jednak absurdalne. Żeby jeździć w cyklu Grand Prix, trzeba mieć przecież sprzęt z najwyższej półki, a człowiek, który jest jednym z najlepiej zarabiających żużlowców, i który bardzo chętnie angażuje się w działalność charytatywną, nie jest chyba zdolny do tego, żeby oszczędzać na tuningu silników. Problem raczej tkwi gdzie indziej. Tomek od zawsze miał smykałkę do mechaniki i nie ufał zbytnio ludziom ze swojego teamu. Podczas gdy inni jeźdźcy odpoczywają pomiędzy wyścigami, Gollob bardzo często bierze klucz lub śrubokręt w dłoń i zaczyna majstrować przy maszynach. Kiedyś to może zdawało egzamin, ale świat poszedł do przodu i obecnie każdy może być specjalistą w zaledwie jednym fachu. Specjalistą na miarę mistrza świata oczywiście.