Oczywiście utytułowany żużlowiec zdawał sobie sprawę z jak poważnym urazem przyszło mu się zmagać. Uszkodzenie kręgów szyjnych nie jest błahą sprawą. Nicki do wszystkich informacji w mediach podchodził jednak ze spokojem i z dużą dozą dystansu. Bo tylko on tak naprawdę z dnia na dzień dowiadywał się kiedy i czy w ogóle wyjedzie jeszcze na tor.
- Nigdy nie myślałem o zakończeniu kariery. Pojawiały się tylko plotki. Ale jako zawodnik utrzymujący się w światowej czołówce od lat, muszę się z takowymi liczyć. Na pewno też znalazłoby się parę osób, które chciałyby, abym dał sobie spokój z żużlem - rozwiewa wątpliwości trzykrotny mistrz świata .
- Ból związany z kontuzją szyi i karku był potężny, ale wiedziałem, że przez to przejdę. Odbyłem wiele konsultacji ze specjalistami i lekarzami. Dzięki temu urazowi posiadłem bardzo dużą wiedzą dotyczącą swojego ciała i organizmu - dodał.
Zawodnik, który wkroczył niedawno do grona czterdziestolatków, nie startował od maja. Wiadomo, że w takich sytuacjach nie wszystko zrasta się szybko. Jego dyspozycja jest więc wielkim znakiem zapytania. O formie tej fizycznej więcej możemy się dowiedzieć z mediów społecznościowych, gdzie Pedersen jest bardzo aktywny, lub po prostu zawierzyć mu na słowo. Później i tak przecież wszystko zweryfikuje tor.
Kibice Grupy Azoty Unii Tarnów martwią się jednak, że po tak długiej przerwie Pedersen będzie nadal cieniem zawodnika, który w tej dyscyplinie sportu osiągnął już wszystko. Jeszcze przed odniesieniem kontuzji w barwach Fogo Unii Leszno nie błyszczał i był bliski odsunięcia od składu przez menedżera Piotra Barona.
Nicki Pedersen uspokaja wszystkich zatroskanych fanów Jaskółek. Wie, że w dużej mierze na jego barkach będzie spoczywać los beniaminka PGE Ekstraligi. Po tak długiej absencji przystąpi do sezonu 2018 podwójnie nienasycony. Bodźców pchających go do dalszej jazdy na żużlu znajduje całe mnóstwo.
- Żużel to nie tylko praca, ale też hobby. Ciężko ot tak skończyć z czymś co kochasz i robisz niemal całe życie. Nigdy nie byłoby Nickiego Pedersena w tej dyscyplinie sportu, jeśli chodziłoby wyłącznie o pieniądze. Nadal mam wielkie ambicje, ciągle speedway mnie cieszy. Wystarczy, że wsiądę na motocykl, momentalnie czuję motywację do wygrywania wyścigów i zdobywania kolejnych szczytów. Nie uznaję stwierdzenia, że czegoś się nie da. Kiedy coś osiągam, chcę więcej, odczuwam wieczny głód. Na wygodne rozsiadanie się na kanapie i odcinanie kuponów jest jeszcze stanowczo za wcześnie - tłumaczy.
ZOBACZ WIDEO Wypadek Tomasza Golloba wstrząsnął Polską. "To najważniejszy wyścig w jego życiu"