Rosjanin poszedł na wojnę z Władysławem Gollobem. Czy było warto?

WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Zdjęcie z meczu Stal Rzeszów - Polonia Bydgoszcz z 2017 roku
WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Zdjęcie z meczu Stal Rzeszów - Polonia Bydgoszcz z 2017 roku

Andriej Kudriaszow poszedł na wojnę z Polonią Bydgoszcz. Trybunał PZM w większości przypadków przyznał jednak rację klubowi. Zawodnik niebawem dostanie ostatni przelew i wiele wskazuje, że na tym jego relacje z byłym pracodawcą zostaną zakończone.

Polonia żałuje, że sprawa Andrieja Kudriaszowa w ogóle trafiła do Trybunału PZM. W klubie byli gotowi rozmawiać z zawodnikiem i pójść na ustępstwa. Tak samo było w przypadku Marcina Jędrzejewskiego, który również miał pewne zastrzeżenia co do rozliczeń z bydgoszczanami. Strony się jednak kilka razy spotkały i udało się uniknąć rozgłosu.

- Andriej miał inny pomysł. Od razu wybrał ścieżkę wojenną - mówi nam kierownik Polonii Andrzej Matkowski. - Można powiedzieć, że zawodnik kwestionował trzy sprawy i w dwóch przypadkach pomylił się całkowicie, a jednym miał tylko połowę racji. W związku z tym trudno powiedzieć, że czujemy się przegrani. Racja była po stronie klubu a nie zawodnika - dodaje.

Andriej Kudriaszow miał z Polonią podpisany kontrakt na sezony 2016 i 2017. Przed minionymi rozgrywkami klub nie zawarł z nim jednak aneksu finansowego. W związku z tym żużlowca obowiązywały stawki z 2016 roku. - Zaproponowaliśmy mu w maju zmianę warunków, na które zawodnik się zresztą zgodził. Kwota stała uległa obniżeniu, a wypłata za punkty była w dużej mierze uzależniona od zdobyczy żużlowca. Andriej wystawił fakturę korygującą na kwotę za podpis, a później robił to po każdym kolejnym meczu. W ten sposób potwierdzał, że zgadza się z zapisami aneksu. Po sezonie zgłosił jednak sprawę do Trybunału. Wtedy powiedział, że kwestionuje zapisy podpisanego aneksu - wyjaśnia Matkowski.

- Trybunał przyznał mu rację w kwestii kwoty stałej, która powinna być mu przekazana przed podpisaniem aneksu. To można zresztą zrozumieć, bo w przeciwnym razie mielibyśmy działanie wstecz. W przypadku stawek za punkt zdaniem Trybunału rację miał klub, bo te kwoty obowiązywały od momentu zawarcia aneksu - dodaje kierownik Polonii.

To jednak nie wszystko. Jak się okazuje, Kudriaszow pomylił się jeszcze w dwóch sprawach. - Zawodnik kwestionował obniżenie wynagrodzenia za spadek w rankingu. Poleciał w dół o 12 pozycji i klub obniżył jego wypłatę o 12 proc. Żużlowiec tłumaczył, że to kara i dowiedział się o tym za późno. Trybunał uznał jednak, że klub działał regulaminowo - przekonuje Matkowski.

- Trzecia kwestia dotyczyła reklam, które zawodnik eksponował na swoim kewlarze i motocyklach. Mieliśmy z nim w tej sprawie ustne uzgodnienia. Andriej miał nam za to przelać określoną kwotę. Po sezonie się z tego wycofał. Mamy nauczkę, żeby od tej pory wszystkie takie tematy załatwiać na piśmie. Trybunał na szczęście przyznał nam rację - podkreśla Matkowski.

Cała sprawa niedługo się zakończy. Polonia musi jeszcze przelać zawodnikowi sumę, o którą została pomniejszona kwota stała. Wtedy temat startów Kudriaszowa w bydgoskim klubie będzie już definitywnie zamknięty.

- Szkoda, że Andriej postanowił się z nami rozstać w taki sposób. Przyznam, że raczej na długo zatrzasnął sobie drzwi do naszego klubu. Nie chodzi tylko o ten Trybunał, ale też o to, że mówił o nas w środowisku wiele złych rzeczy. Szybko zapomniał, że po zmianie prezesa dostał od Władysława Golloba jeszcze kilkadziesiąt tysięcy złotych za poprzednie sezony. W 2016 roku płaciliśmy mu zaraz po tym, jak wystawił fakturę. W zeszłych rozgrywkach było to samo. Traktowaliśmy go jak lidera, mimo że nie zawsze nim tak naprawdę był. Czy kiedyś wróci, tego nie wiem. Na pewno musiałby przeprosić i zmienić swoje postępowanie - podsumowuje Andrzej Matkowski.

ZOBACZ WIDEO W żużlu nie obyło się bez skandali. Był doping i korupcja

Źródło artykułu: