Wygrywanie nie jest wszystkim, ale wszystkim jest wola zwycięstwa
To był środek lata 2010 roku. Ivan Mauger właśnie promował swoją nową książkę i zjechał do Europy. Nazajutrz, po angielskiej rundzie Grand Prix w Cardiff, miał odbyć się turniej indywidualny w niedalekim Newport.Ot takie zawody dla przeciętniaków. No więc jechał Jason Doyle i jemu podobnych 15 "ciułaczy". Kto by sobie zawracał głowę takimi "wynalazkami", zwłaszcza, że na stadion zawitał nie kto inny jak sam we własnej osobie sześciokrotny mistrz świata - Ivan Mauger. Na zawody przyjechał ze swoją publikacją i najbliższą świtą - małżonką Raye i przyjacielem, a także autorem książki Martinem Rogersem. Mauger jak zwykle wszystko miał dopięte na ostatni guzik. Stoisko rozłożył przy trybunie głównej. Stolik z narzutą w szachownicę, która przez lata była wizytówką Maugera, roll-upy oraz inne materiały reklamowe.
Kupiłem książkę, zamieniłem z Maugerem kilka słów i poprosiłem o wspólna fotkę. Mauger oczywiście się zgodził. Gdy już ustawiliśmy się do kamery aparatu fotograficznego, Ivan nagle powiedział stop i dał sygnał żeby na chwilę wstrzymać się. Dlaczego? Otóż stwierdził, że otoczka nie jest jak należy. Zrobił porządek na stole oraz skrupulatnie pościągał wszystkie wiszące za nami na barierce trybuny głównej elementy promocji sprzedaży książki, które uwidaczniały cenę sprzedaży. Gdy skończył, dopiero wtedy dał sygnał, że można zrobić zdjęcie. Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Okazał się profesjonalistą w każdej nawet najdrobniejszej sytuacji. Mistrzem budowania wizerunku, facetem z pasją, ale przede wszystkim człowiekiem, który okazywał szacunek dla innych.Historia Ivana uczy nas, że warto podejmować codzienny trud i wierzyć w siebie. Że najbliższa rodzina jest źródłem energii. To nie czas i miejsce, aby opisywać ze szczegółami karierę Maugera. Ale zapewniam was, że była wyjątkowa. Pełna wyboi, zwątpienia i pokonywania własnych słabości. Mentalnych i fizycznych.
- Podczas mojego dwumiesięcznego pobytu późną jesienią w 1996 roku, miałem szansę na zwycięstwo w całej serii Golden Helmet, ale odnowiła mi się bolesna kontuzja szczęki. Był potrzebny zabieg, po którym czułem się osłabiony i nie chciałem jechać. Mauger do końca mnie namawiał, że jeśli tylko poczuję, że jestem na siłach, to warto żebym wsiadł na motocykl i bronił końcowego triumfu - rozpoczyna swoje wspomnienia związane z Maugerem Mirosław Cierniak. - Był mentalnym czołgiem. Uczył nas żeby nigdy się nie poddawać i pokonywać własne słabości. Moja kariera nie poukładała się jak trzeba, ale tą wiedzą, którą przekazał mi wtedy Ivan, dzielę się z adeptami w mojej szkółce oraz w Unii Tarnów - dodaje Cierniak.
ZOBACZ WIDEO Motocykl żużlowy podczas meczu
Żużel w nowozelandzkim Christchurch w latach powojennych był bardzo popularny. Na zawody potrafiło przyjść nawet 20 tysięcy widzów. W tym żużlowym mieście narodziło się kilka wielkich gwiazd brytyjskich torów lat 50.: Roonie Moore, Barry Briggs, Trevor Redmond, czy Geof Mardon. Żużlowa gorączka udzieliła się również Maugerowi. W tamtych czasach mali chłopcy nie marzyli o niczym innym, tylko żeby zostać żużlowcem. Zanim wsiedli na motocykl, cale godziny rywalizowali na rowerach. Gdy Ivan skończył 14 lat i jego życie wypełniały tylko motocykle, nastąpił ważny moment w jego życiu. Otóż poszedł coś zjeść do baru mlecznego, a tam pracowała młodziutka blondynka o czarującym uśmiechu. Była to oczywiście Raye-Sarah Telfer, która będąc małym dzieckiem wraz z rodziną przybyła na antypody z dalekiej Szkocji. Pomiędzy dwójką nastolatków szybko wybuchło uczucie, które przetrwało przez dziesięciolecia i nigdy nie wygasło.
Ze swoją wybranką pobrali się 9 lutego 1957 roku. Na uroczystość przybyło około 70 osób, rodzina i przyjaciele. Nowożeńcy odebrali gratulacje, moc życzeń i... udali się na miodowy miesiąc, a raczej na miodowy sezon, czyli w podroż do dalekiej Anglii, gdzie Ivan miał rozpocząć karierę na europejskich torach. Marzył o tym, że w Anglii zostanie gwiazdą i będzie zarabiał tyle pieniędzy, że będzie mógł utrzymać rodzinę. Pierwszy czek na żużlu zarobił 11 października 1955 roku i było to 10 funtów australijskich. Czeku nigdy nie zrealizował, lecz zachował na pamiątkę. - Wziąłem ze sobą motocykl, skrzynkę narzędzi i trochę ciuchów. Nic więcej nie mieliśmy - wspominał Mauger. Skrzynka na narzędzia była przerobiona z powojennej skrzynki na amunicję. Ivan wziął pędzel, przemalował ją na czarno i wymalował białą farbą, dużymi literami napis NZ.
Młodzi małżonkowie po raz pierwszy musieli pokonać strach i ruszyć ku nowej przygodzie. Dla Ivana to była podróż w całkowite nieznane. Trafił do słynnego londyńskiego zespołu Wimbledon, gdzie był zapowiadany jako "nowy Roonie Moore". Z planów nic nie wyszło. Maugerowi na angielskich torach wiodło się źle. Zimą 1957/58 musiał dorabiać jako kierowca ciężarówki, a w dodatku urodziła się córka Julie. Para podjęła decyzję, że dla dobra dziecka żona wróci do rodziców w Nowej Zelandii. W porcie Tilbury, gdy Ivan żegnał Raye z dzieckiem, nastąpiła zwrotna chwila w życiu młodego Kiwi.
- Gdy patrzyłem na oddalający się statek czułem się potwornie źle i długo płakałem. Przysiągłem sobie, że nigdy więcej nam się to nie powtórzy. Nigdy więcej. A panaceum było tylko jedno - zostanę mistrzem świata na żużlu. Przez następne lata powtarzałem to sobie wiele razy. Za każdym razem, gdy musiałem pracować na sukces - podkreślał po zakończeniu kariery Mauger. Reszta opowieści, to już historia.
- Chciał wygrywać trzydzieści razy pod rząd. Za każdym razem tak samo mocno. Tydzień przed finałem światowym nie należał do najmilszych osób pod słońcem - mówi wieloletni przyjaciel Ivana, Peter Oakes, dziennikarz, promotor i człowiek instytucja w brytyjskim żużlu, a przede wszystkim przyjaciel Nowozelandczyka i partner w interesach. Wspólnie wydali kilka książek. Nie tylko o karierze Maugera, ale ogólnie o żużlu na świecie. - Dla Ivana jednak nie tytuł mistrza świata był najważniejszy w życiu, a rodzina. Gdy chciał wracać ponownie do Anglii w 1963 roku, postawił promotorom sprawę jasno - albo zapłacicie za przyjazd całej mojej rodziny albo nie jadę wcale. Ryzyko podjął znany z pokerowych zagrywek Mike Parker, a wielu pukało się w czoło - opowiada Oakes.
- Na podium byłem w znakomitym nastroju. Czułem, że nic mnie nie zatrzyma żeby znów zdobyć złoto, aż do momentu, gdy po zawodach do szatni wszedł Ivan i rzucił do mnie jedno zdanie: Co, myślałeś, że już odpadłem? Dwa tygodnie później ja zdobyłem srebro, a wygrał... Ivan - wspomina Collins. Znakiem firmowym Maugera było jego zachowanie przed najważniejszymi zawodami. Rozkładał motocykle w boksie i znikał z pola widzenia. Do parku maszyn wracał w ostatniej chwili przed wyjściem do prezentacji. W tym czasie leżał na ławce w szatni owinięty jedynie w ręcznik i oddawał się koncentracji. Mauger nigdy nie zdradzał swoich sekretów w zakresie przygotowania mentalnego. Dlatego na ten temat snuły się plotki i legendy.
Dalsza część artykułu na drugiej stronie.
-
eleventh_2010 Zgłoś komentarz
mówić i pisać tylko w superlatywach. W ubiegłym roku jak planowałem outing na antypody to przyszła mi taka myśl aby może jakims cudem spotkać giganta,ale uslyszalem ze jest schorowany i praktycznie nie kontaktuje((( Jeśli nie będzie choćby minuty ciszy przed najblizszymi meczami lub GP w wawie to w Polskim żużlu są buraki -
baraboszkin Zgłoś komentarz
gdzie Ivan jeździł niejednokrotnie, gdzie jego jazdę podziwiały niewyobrażalne dziś tłumy, gdzie zdobywał mistrzostwo świata indywidualnie, dzieląc podium z Waloszkiem i Woryną, gdzie zdobywał złoto w drużynie, gdzie jeszcze w wieku niemal 44 lat wykręcił rekord toru i przez parę lat był jego rekordzistą... ja jestem bardzo ciekawy, czy WTS się na to zdobędzie, Malicki na pewno by o tym wspomniał, ale po tym całym Dreczce, przy dzisiejszych głupawych trendach na Olimpijskim, dyktowanych przez kierownictwo wrocławskigo klubu, można się spodziewać jedynie otępiającego skandowania: WTS ! WTS ! ...w ogóle minuta ciszy to powinna być obowiązkowo na wszystkich meczach ligowych w Polsce w nadchodzący weekend, Ivan przez wiele lat rywalizował z plejadą naszych dawnych mistrzów, a jego jazda na naszych stadionach elektryzowała niewyobrażalne dziś tłumy, czy organizatorzy meczów w nawale detali ogłupiającej codzienności godnie uczczą pamięć dawnego mistrza ? zobaczymy... -
Penhal Zgłoś komentarz
Świetny artykuł .Godny WIELKIEGO IVANA. -
oskarek66 Zgłoś komentarz
Bardzo interesujacy artykol, i co da sie pisac bezkonfliktowo? da sie a jakze!!! -
speed01 Zgłoś komentarz
Świetny artykuł, Ostafiński ucz się! -
gambler Zgłoś komentarz
Przeczytatałem...dziękuje -
Włókniarz 1946 Zgłoś komentarz
pamięć o Wielkim Ivanie... -
DK Team Zgłoś komentarz
która w naszym kraju jest jedna z najpopularnieszych a daje informacje z całym szacunkiem o śmierci piłkarza na boisku...drugoligowej drużyny we...Włoszech. Wstyd i miejcie szacunek choćby dla tych wszystkich którzy swoimi kliknięciami wchodzą na dział żużel i podejrzewam ze jest to licząca nacja. A w felietonie zaintrygowały mnie dwie kwestie. Pierwsza to Panie Cegielski chyba przesada jest ze zawodnik,fakt nietuzinkowy po kilkunastu latach od zawieszenia kariery i mający ponad 50 lat robi czasy lepsze od wszystkich startujących w cyklu...chyba ze jeździliście rowerami a Ivan motocyklem. A druga to w ciągu 30lat kariery niemożliwe jest chyba wystąpić w 104 finałach MS, IMS były jednodniowe, MSP zaczęły się w latach 70tych, rozumiem ze dochodzą jeszcze finały IMS na dl.torze ale mimo wszystko jak zreszta wyczytać można w artykule były jeszcze eliminacje które nie zawsze się przechodzilo. Spoczywaj w spokoju wielki Mistrzu mojej ukochanej dyscypliny -
Tomek z Bamy Zgłoś komentarz
Fajnie sie czyta Grzesiu. Prosimy wiecej;)Pzr. Tomek. -
Grando_GKS Zgłoś komentarz
Uwielbiam Pana felietony. Inna liga niż ten portal -
Blaszka Torun Zgłoś komentarz
Swietny felieton! Super fajnie sie czyta i jak zwykle napisze: panowie dziennikarze SF...uczcie sie!!!