Nie da się ukryć, że zawody w Poznaniu często są nudne i na dystansie jest niewiele walki. Czy rzeczywiście tak ciężko o mijanki? - Na tym torze nie da się wyprzedzać. Przy tak przygotowanej nawierzchni liczy się tylko start i nic więcej. Rywal musi popełnić ogromny błąd, by go minąć. W dwóch ostatnich biegach byłem bardzo szybki, a w ogóle nie odrabiałem dystansu - powiedział Edward Mazur.
Żużlowiec Stali Rzeszów rozpoczął od dwóch zer, ale zakończył w bardzo dobrym stylu. - Wybrałem zły silnik - tłumaczy. - Przeczucie mnie zawiodło. Tor zweryfikował tę jednostkę. Zmieniłem więc motocykl i było super. Sprawy nie ułatwiało mi to, że po raz pierwszy jechałem w Poznaniu. Szkoda tego początku, ale muszę po prostu szybciej dokonywać zmian - dodał.
W swoim pierwszym biegu zawodnik miał problemy pod taśmą i nie był w stanie nawiązać walki z konkurentami. - Zderzyłem się z rywalem po starcie. Myślałem, że ten bieg zostanie przerwany. To był mój błąd. Powinienem był jechać dalej, a nie czekać na reakcję sędziego - wytłumaczył.
Jakie zatem wnioski nasz rozmówca wyciągnął z niedzielnego spotkania? - Dla mnie to nowe doświadczenie. Chcę przy okazji bardzo podziękować Gregowi Hancockowi, który dał mi dużo wskazówek. Dodatkowo obiecał mi, że ta pomoc będzie kontynuowana i mogę liczyć na jego wsparcie - cieszy się Mazur.
ZOBACZ WIDEO Motocykl żużlowy podczas meczu