Od tamtej pory minęło dwa lata W końcu marzenie 20-latka z Rosji spełniło się. Przy okazji debiutu padło kilka rekordów zmagań o indywidualnego mistrza świata, a także cyklu Grand Prix.
20 maja 1995 roku Tomasz Gollob wspaniałym atakiem przy kredzie w pierwszym łuku biegu finałowego wygrał pierwszą w dziejach rundę SGP. Przeszedł automatycznie do historii jako zwycięzca debiutant. Wynik powtórzył dopiero Emil Sajfutdinow choć poprzedników miał wielkich: Ryan Sullivan, Nicki Pedersen, Leigh Adams, czy Jason Crump. Właśnie rudy Kangur dzierżył do soboty miano najmłodszego triumfatora pojedynczej odsłony. W sierpniu w 1996 roku wygrał GP Wielkiej Brytanii na Hackney. Australijczyk liczył sobie wtedy 21 lat. Rosjanin mimo bardzo młodego wieku jak na debiutanta nie wymazał rekordu najmłodszego uczestnika turnieju. Wciąż pozostaje nim Jarek Hampel, który wystartował w GP Europy na torze w Bydgoszczy w 2000 roku. Ówczesny zawodnik Polonii Piła miał 18 lat.
Warto dodać, że w ostatnim 25-leciu mistrzem świata nie został zawodnik poniżej 24 roku życia. Erik Gundersen (Dania) 1984 r, Per Jonsson (Szwecja) 1990 r. Gary Havelock (Anglia) 1992 r. i Tony Rickardsson (Szwecja) 1994 r. sięgnęli po złoto będąc właśnie w tym wieku. Najmłodszym mistrzem świata wyłonionym w cyklu Grand Prix jest Nicki Pedersen (2003) 25 lat.
Moore, Craven, Sajfutdinow?
Jednak najmłodszym uczestnikiem finałowych rozgrywek indywidualnych mistrzostw świata w całej historii (1936-2009) pozostaje słynny Nowozelandczyk Ronnie Moore. Uwielbiany przez dziewczyny "Mirac" po raz pierwszy na Wembley zaprezentował się w 1950 roku. Miał dokładnie 17 lat i 197 dni. Trudno sobie wyobrazić w obecnej rzeczywistości i układzie sił światowego żużla, aby ten rekord mógł być kiedykolwiek pobity. Natomiast najmłodszym mistrzem jest Anglik Peter Craven. Malutki (zaledwie 155 cm wzrostu) rudowłosy Anglik zgarnął "skrzydlate koło" w 1955 roku. Liczył dokładnie 21 lat i 86 dni. Czy Emil Sajfutdinow wymaże kolejny rekord? Zresztą Cravena i Sajfudinowa łączy bliźniaczy styl jazdy. Jeden i drugi to nietypowi "fajterzy". Craven, który tragicznie zginął na torze w Edynburgu w 1963 roku podobnie jak Emil jeździł niezwykle ambitnie, z finezją, nieustępliwie i pięknie technicznie. Anglik wyprzedził swoją epokę o dobre 20 lat. Do dziś pozostaje najlepszym angielskim żużlowcem w historii. Emil również ma szanse, aby stać się najlepszym jeźdźcem w historii swojego kraju. Do tej pory dwa srebrne krążki (jedyne dla ZSRR/WNP/Rosji) zdobył Igor Plechanow w latach 1964-65. W obu przypadkach o kolejności w końcowej klasyfikacji decydowały biegi barażowe, w których Igor pokonywał inną legendę i swojego przyjaciela, Szweda Ove Fundina.
W ślady Igora
Igora Plechanowa w latach 60-tych strefa interkontynentalna obawiała się najbardziej. Karierę sportową zaczynał od wyścigów motocrossowych. W finale IMŚ zadebiutował w 1961 roku w Malmo. Emil ma wszelkie szanse i predyspozycje, aby pobić wielkich poprzedników. Wspomnianego Plechanowa, Borysa Samorodowa, czy Gienadija Kurylenke, którzy w latach 60-tych skutecznie rywalizowali z najlepszymi na świecie. Rosyjski żużel dobrą kondycję utrzymał do drugiej połowy lat 70-tych. Zabrakło co prawda medali w konkurencji indywidualnej, ale łupem Rosjan padło kilka medali w "drużynówce". Lata 80-te, to identycznie jak Polsce ogromna zapaść sportowa. Jedynie Wiktor Kuźniecow na chorzowskim "stutysięczniku" w 1986 na specjalnie przygotowanym Goddenie wykręcił 10 punktów i zajął 5. miejsce. Naszym wschodnim sąsiadom nie lepiej wiodło się w latach 90-tych. Jedyny srebrny medal wywalczyli w kadłubowych drużynowych mistrzostwach świata. Pod nieobecność zawodników ze stawki Grand Prix (protest w sprawie - ich zdaniem - nowych niebezpiecznych opon bez nacięć bieżnika) ulegli tylko Polsce.
Polki paszport. Serce w Rosji
Rosyjski żużel od ponad 10 lat potrzebuje sukcesu jak ryba wody, ale jak wiadomo Sajfutdinow dostał polskie obywatelstwo i w każdej chwili może zacząć jeździć w barwach Polski. Czy do tego dojdzie? - O polski paszport uprawniający Sajfutdinowa do startów w lidze na zasadach krajowego zawodnika, władze Polonii starały się odkąd zjechał do naszego kraju. W końcu udało się. Już w zeszłym roku wszystko było sfinalizowane, ale Sajfutdinow miał postawione ultimatum: dostajesz polski paszport, ale musisz się zrzec obywatelstwa Rosji. Na to Emil nie przystał - mówi nasz informator. Sajfutdinowowi nasze obywatelstwo przydaje się w swobodnym poruszaniu się po Europie. Niejednokrotnie rodzima federacja groziła mu nie przyznaniem wizy, czy w ogóle międzynarodowej federacji. Konflikt wybuchł w 2006 roku, gdy po przyjedzie do Polski zawodnik nie podpisał kontraktu w żadnym rosyjskim klubie. Za karę nie mógł wystąpić w indywidualnych mistrzostwach Rosji, a także zabrakło go w mistrzostwach świata. Do tej pory Emil nigdy nie spróbował sił w lidze angielskiej. Dla zawodników rosyjskich starty na Wsypach, to dodatkowe utrudnienie logistyczno-prawne. W zeszłym roku w lipcu Emila zabrakło w meczu w Bydgoszczy przeciwko PSZ Poznań. Powodem był brak uzyskania wizy na czas. - Na razie nie myślę o tym, aby startować jako Polak. W cyklu startuje ich aż czterech. To dużo, i trudno byłoby o jeszcze jedno miejsce dla polskiego żużlowca - uzasadnia Emil. - Co bym zrobił, gdybym dostał propozycje jazdy jako Polak? Naprawdę nie wiem. Na razie staruje jako Rosjanin - odpowiada enigmatycznie. - Nie jesteśmy zainteresowani "pozyskaniem" Sajfutdinowa jako naszego reprezentanta
- ucina wszelkie spekulacje przewodniczący GKSŻ, Piotr Szymański. - Z trenerem kadry Markiem Cieślakiem na czele uważamy, że mamy swoją zdolną i utalentowaną młodzież. Żużel to nie piłka nożna. Zresztą sam Sajfutdinow podkreśla, że czuje się Rosjaninem i dla swojego ojczystego kraju chce startować - dodaje Szymański. Sajfutdinow w słowach i gestach wyraźnie daje do zrozumienia, który kraj jest jego ojczyzną. Podkreśla skąd pochodzi i gdzie się wychował. Na jego kasku i kevlarze widnieją rosyjskie barwy. Wychodzi na to, że całe zamieszanie ze zmianą obywatelstwa przez Sajfutdinowa, to medialny balon. A polski paszport zawodnikowi potrzebny jest tylko w celach praktycznych.
Jak diabeł z pudełka
Szwedzki superstar Andreas Jonsson we wrześniu 2005 roku wybrał się na mecz ligi rosyjskiej. Do dalekiego Władywostoku. AJ nie planował problemów ze zdobyciem łatwego kompletu punktów. W lidze rosyjskiej jeżdżą z reguły krajowi zawodnicy, którzy umiejętnościami i zapleczem sprzętowym wyraźnie odstają od światowej czołówki. Jonsson mocno się zdziwił, gdy w jednym z wyścigów przez trzy okrążenia wiózł go za sobą zupełnie nieznany 15-latek. - Wygrałbym, ale poniosły mnie nerwy i na czwartym okrążeniu zaliczyłem upadek - wspomina Sajfutdinow. - Miałem 10 lat gdy po raz pierwszy wsiadłem na żużlowy motor. Kupiliśmy go wspólnie ze starszym bratem Denisem. Pierwsze kroki stawiłem na torze w Saławacie skąd pochodzę - dodaje.
Za kolejnym podejściem młodziutkiemu Emilowi udało się. Pokonany Jonsson był pod sporym wrażeniem. - Wypadł jak diabeł z pudełka - śmieje się dziś Szwed. - Po zawodach podszedł do naszego boksu i spytał, czy nie chcielibyśmy z bratem spróbować sił w Polsce. Odpowiedzieliśmy, że bardzo chętnie. Po czym Jonsson wziął numer telefonu komórkowego od starszego brata - relacjonuje Emil.
Działacze Polonii namyślali się kilka miesięcy, ale w końcu Jonsson ich przekonał. - Telefon odezwał się dokładnie w styczniu. Uzgodniliśmy warunki przyjazdu. W Bydgoszczy miałem stawić się w marcu - mówi Rosjanin.
- Na początku było bardzo ciężko. Nowe miejsce, nowy kraj i nowi ludzie. Wszystko inne - wspomina. - On był jeszcze dzieckiem. Dzieckiem rzuconym na głęboką wodę. Z dala od rodziny, najbliższych. Nie miał tutaj nikogo. Z drugiej strony widziałem w nim to coś. Błysk w oku. Widziałem, że kocha żużel i ma do niego smykałkę. Postanowiłem mu pomoc - mówi Bogdan Sawarski, który został opiekunem Sajfutdinowa. - Sawarski był dla niego niczym ojciec. Dosłownie i w przenośni. Z racji niepełnoletności Emila występował jako prawny opiekun i strona w interesach zawodnika - mówi jeden z bydgoskich dziennikarzy. - Zawdzięczam mu sporo. Nie tylko w wymiarze materialnym. Aczkolwiek jego nakłady finansowe były olbrzymie. Jeszcze w 2006 roku kupił mi dwa kompletne motocykle - mówi żużlowiec. - Gratuluje nosa ludziom, którzy zaopiekowali się Sajfutdinowem. Że wiedzieli jak zainwestować pieniądze i przypilnować młodego chłopaka. Rosjanin ma spory budżet, ale my nie możemy mieć pretensji do prywatnych osób, czy firm, że chcą inwestować w zagranicznego żużlowca. Emil zaskakuje wszystkich swoimi wynikami i szczerze mu gratuluje - dodaje Piotr Szymański.
Bo do żużla trzeba dwojga
Był wrzesień 2006 roku. Pogodny jesienny dzień, który Emil jak zwykle spędzał na stadionie w klubowym warsztacie. Na bydgoskim obiekcie pojawił się Tomasz Susiewicz. Uznany w światku żużlowym mechanik Tony Rickardssona. Sześciokrotnego mistrza świata, który przed miesiącem ogłosił publicznie, że kończy bogatą karierę. - Wiedziałem, że dla Tonego już nie będzie pracował. Błyskawicznie przyszło mi do głowy, że "Susi" mógłby być moim mechanikiem. Bardzo tego chciałem i po cichu na to liczyłem. Wiedziałem, że jedyną osobą, która jest w stanie mi w tym pomoc, to pan Sawarski. Poprosiłem go, aby porozmawiał z Tomkiem - mówi Sajfutdinow. Sawarski okazał się skutecznym mediatorem. Zimą powstał Emil Racing. Na czele teamu stanął Suskiewicz. Odpowiedzialny za budowę bazy sprzętowej, logistykę, a także szukanie sponsorów. - Sajfutdinowa kilkakrotnie widziałem w transmisjach telewizyjnych i przekonałem się że jest to zdolny chłopak, z którym warto wejść w współpracę - tłumaczył Suskiewicz. Machina zaczęła działać.
Wyniki przyszły w lawinowym tempie. Niczym kula śniegowa Sajfutdinow pokonuje kolejne szczeble żużlowej hierarchii. Przełomowym momentem był (a jakże) wrzesień w 2007 roku, gdy na ostrowskim torze Rosjanin z kompletem punktów w nokautującym stylu zdobył tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów. Na dokładkę pobił rekord toru. Wynik powtórzył rok później w Pardubicach i automatycznie przeszedł do historii jako jedyny podwójny mistrz świata juniorów. - Jest coraz lepiej. Skutecznie jeżdżę w lidze. Spełniło się moje marzenie o GP. Prywatnie wynajmuje mieszkanie z bratem Denisem, ale powoli myślę o przeprowadzce. Latem z Sankt Petersburga przyjedzie do mnie dziewczyna - mówi Emil, przez Suskiewicza nazywany troskliwie "Małym".
Grzegorz Drozd