- Dlatego, żeby wygrać wyścig. Do dziewiątego biegu nie wiedziałem, z kogo mam skorzystać - skwitował Lech Kędziora tuż po zakończeniu pojedynku w Gnieźnie. Jego jedyny manewr taktyczny w spotkaniu z Car Gwarant Startem przyniósł efekt. Mikkel Michelsen, który w jedenastym biegu zastąpił Oskara Fajfera, minął linię mety jako pierwszy.
W ostatnich czterech wyścigach Zdunek Wybrzeże Gdańsk zdołało zmniejszyć straty, ale to nie wystarczyło, by wywieźć z pierwszej stolicy Polski chociażby jeden punkt. Ekipa znad morza przegrała 44:46. - Ładny mecz, ale punktów jak nie ma, tak nie ma. Jest coraz gorzej. Zespół robił, co mógł. Nawet kontuzjowany Anders Thomsen potrafił zdobywać punkty i dwukrotnie wygrywać 5:1 z Mikkelem Michelsenem. Niestety, nie pojechał dobrze Oskar Fajfer, nie miał swojego dnia - przyznał Kędziora.
Postawa Oskara Fajfera była katastrofalna. W trzech wyścigach nie zdobył ani jednego punktu. To dziwi, tym bardziej, że gnieźnieński tor zna jak własną kieszeń, bo przecież tam się wychował. W przeszłości Fajfer pokazywał, że stać go na osiąganie wysokich zdobyczy punktowych. - Potrafił to robić. Liga się jednak zmieniła. Jest silna i wyrównana. Widać po wynikach. Niestety, my mamy pecha, bo zawsze ktoś nie dołoży punktów, byśmy mogli zwyciężyć. Oskar zmieniał przełożenia, zmieniał motocykl. Kiedy już prowadziliśmy 5:1, to przyjechał do mety jako ostatni. Myślę, że to mówi samo za siebie... - podsumował szkoleniowiec Wybrzeża.
Po spotkaniu zawodnicy zespołu z Gdańska udali się w stronę około 60-osobowej grupy kibiców, by podziękować im za doping. Według naszych obserwacji, w gronie tym zabrakło Fajfera. Fani Wybrzeża domagali się, by do nich podszedł, ale prawdopodobnie bez rezultatu.
ZOBACZ WIDEO Speedway of Nations gwarantuje emocje do ostatniego wyścigu