Menedżer Rafał Dobrucki ma spory ból głowy przy ustalaniu składu na każde spotkanie Betard Sparty Wrocław. O miejsce w zespole walczą bowiem aż czterej zawodnicy - Damian Dróżdż, Max Fricke, Andrzej Lebiediew oraz Gleb Czugunow. Przy tak długiej ławce rezerwowych, trudno o sytuację, w której każdy z żużlowców będzie zadowolony.
Na początku sezonu pewny miejsca w składzie mógł być Lebiediew. Łotysz znajduje się jednak pod formą i cierpliwość Dobruckiego skończyła się po pięciu spotkaniach. W efekcie przeciwko Falubazowi Zielona Góra szansę dostał Dróżdż. Nie wykorzystał jej jednak w pełni. Zdobył dwa punkty i bonus, popełniając przy tym proste błędy. W jednym z wyścigów źle policzył okrążenia i przedwcześnie zamknął gaz. W kolejnym obrał złe ścieżki na torze i dał się wyprzedzić parze gości.
To sprawiło, że w starciu z MRGARDEN GKM Grudziądz przed wrocławską publicznością zaprezentował się Czugunow. Dla 18-letniego Rosjanina był to debiut w PGE Ekstralidze. Zdobył 8 punktów i bonus. - Zbliżamy się do rundy play-off. Trzeba wypracować optymalny skład i chłopaki pracują. To im trzeba oddać. Ktoś bardziej efektywnie, ktoś mniej. Z tego są później wyniki. Gleb popracował na poważnie, przygotował się do treningów i to ruszyło - powiedział Dobrucki.
Część kibiców ma jednak pretensje do menedżera Betard Sparty, że w niedzielę nie dał szansy Dróżdżowi w ani jednym wyścigu. Dobrucki zdradza jednak, że 21-latek wiedział na czym stoi. - Damian wiedział od początku, że taka sytuacja może być. Taką ma rolę w zespole. Jest w składzie, ale nie jedzie i pełni funkcję rezerwowego. Gdyby Gleb musiał zastępować kogoś innego w przypadku jakichś innych zdarzeń, to dostałby swoją szansę - dodał.
ZOBACZ WIDEO Speedway of Nations gwarantuje emocje do ostatniego wyścigu
Zamiast szukać klubu w niższej lidze, godzi się na to, aby tylko przespacerować się po torze podczas prezentacji, tylko frajer tak robi.