Jeden z najlepszych silników Jamroga uratowany. Zagraniczny tuner stanął na wysokości zadania

WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Od lewej: Jakub Jamróg i Peter Kildemand
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Od lewej: Jakub Jamróg i Peter Kildemand

Po meczu na własnym torze przeciwko grudziądzanom Jakub Jamróg martwił się najbardziej tym, że już w pierwszym starcie rozsypał mu się jeden z najlepszych silników. Usterka na szczęście nie była na tyle poważna, aby jednostki nie udało się uratować.

Jakub Jamróg nie lubi żyć w niepewności więc reakcja była natychmiastowa. Oddał nazajutrz silnik do serwisu, aby jeden z jego tunerów i właściciel feralnej jednostki -  sprawdził co tak naprawdę się stało, a później ewentualnie oszacował rozmiar szkód. Te na szczęście nie okazały się na tyle poważne, aby jednostkę wyrzucać do kosza. - Każdy silnik da się w jakimś stopniu odratować. Składa się na to wiele czynników. Ale z tym doszliśmy akurat dość szybko do ładu - wyjawia .

Warto jednak od razu dodać, że po defekcie we wspominanym spotkaniu z MRGARDEN GKM-em, Jamróg musiał przesiąść się na drugi motocykl w którym do ramy włożone były silniki od jego wieloletniego majstra Jacka Rempały. Różnicy w zachowaniu sprzętu nie było praktycznie żadnej. - Mam mnóstwo dobrych i równych silników. Czasami jest dylemat, który wybrać - mówi zawodnik Grupy Azoty Unii Tarnów.

Ale jak ważny jest to silnik pokazał zaplanowany już tydzień później mecz z Fogo Unią w Lesznie. To właśnie na Rune Jensenie Jakub Jamróg wykręcił swój najlepszy tegoroczny, wyjazdowy rezultat. Zdobył jedenaście punktów z bonusem, a jego plecy oglądali m.in. Emil Sajfutdinow, czy Piotr Pawlicki.

- To prawda, ale już w miniony piątek w Krośnie mój występ trzeba nazwać klapą. To tylko pokazuje jak żużel jest skomplikowanym i trudnym sportem. Silnik, który świetnie spisywał się na Smoczyku, w PGE Ekstralidze nie zdał egzaminu na ćwierćfinale IMP. Na tych dwóch obiektach zachowywał się kompletnie inaczej. Jakbym wkroczył do dwóch różnych światów. Do prawdy dziwne uczucie. Inna sprawa jest taka, że akurat w tych zawodach korzystałem też z drugiego motocykla, nazwijmy go testowego. Ale i tak mi nic nie pasowało - tłumaczy.

Akurat podczas piątkowego turnieju ćwierćfinałowego IMP w uprzywilejowanej pozycji znajdował się ten żużlowiec, który najlepiej wychodził spod taśmy i rozgrywał pierwszy łuk. Ani w jednym ani w drugim elemencie 27-latek nie potrafił znaleźć odpowiedniego rozwiązania. Być może na taki stan rzeczy wpływ miało to, że Jamróg "nową" nawierzchnię w Krośnie widział po raz pierwszy.

- Niby po wywróceniu do góry nogami tego toru miało być lepiej, a jakoś tego nie odczułem. Pewnie mój ton byłby trochę inny gdybym znalazł się w czołówce i awansował dalej. Przemawia przeze mnie lekkie rozgoryczenie. Jedna zależność pozostała bez zmian. Dalej nami podrzuca i niezwykle ciężko kogoś minąć. Żeby wyprzedzić przeciwnika trzeba liczyć na jego błąd. Np. gdy podskoczy w górę lub wyniesie się trzy metry pod bandę. Ciekawe, że do Leszna też wróciłem po jakimś czasie, a wyglądało to diametralnie inaczej. No cóż… życie - kończy.

ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców, odc. 2

Źródło artykułu: