KOL wszczęła postępowanie przeciwko Arturowi Mroczce, który po jednej z decyzji sędziego Krzysztofa Meyze wdał się z nim w telefoniczną dyskusję. Odkładając słuchawkę, nazwał arbitra "skurwy***". Trzy dni później zawodnik się zreflektował i przeprosił, co nie zmienia faktu, że zachował się fatalnie. Spekuluje się, że przekleństwo pod adresem osoby funkcyjnej będzie kosztowało Mroczkę 10 tysięcy złotych.
- Jeśli dostałby dziesięć, to można by mówić o działaniu prewencyjnym - komentuje Sławomir Kryjom, ekspert nSport+. - Mroczka wcześniej nie miał podobnych wyskoków na koncie, a tu dodatkowo przeprosił, więc pewnie komisja weźmie to pod uwagę. Nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że każdy następny zawodnik będzie płacił za znieważenie osoby funkcyjnej maksa.
Osobnym tematem jest to, czy Mroczka nie powinien być zawieszony. Przecież, gdyby Meyze słyszał jego słowa, to zawodnik dostałby czerwoną kartkę. Arbiter był w Grudziądzu pytany przez działaczy MRGARDEN GKM-u o to, czy wie, jak rozmowę z nim skwitował Mroczka? Zaprzeczył. KOL może jednak zrobić to, czego nie zrobił arbiter. - Furtka jest, decyzja należy od organów Ekstraligi - mówi Kryjom.
Mroczka jest znany z dziwnych zachowań. Kto był w parku maszyn na finale MMPPK w Ostrowie, ten widział, jak Mroczka wjeżdżając do boksów, odkręcił gaz i omal nie doprowadził do nieszczęścia. Sędziów też nie pierwszy raz krytykował za ich pracę. Jednak pierwszy raz użył tak mocnych słów. Wiele osób podkreśla, że dobrze będzie, jak KOL wlepi mu jakąś karę, bo to powinno nieco utemperować zawodnika, który lubi przeginać.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po wrocławsku