Dotychczasowe występy Maxa Fricke'a w barwach Betard Sparty Wrocław pozostawiały sporo do życzenia. Australijczyk w niczym nie przypominał żużlowca, który w poprzednich sezonach imponował w PGE Ekstralidze jako zawodnik ROW-u Rybnik.
Menedżer Rafał Dobrucki poświęcił sporo czasu i energii, by wydobyć to co najlepsze z Fricke'a. W kolejnych spotkaniach zmieniała się rola 22-latka w zespole, który z rezerwy został przeniesiony do podstawowego składu. Progresu w jego jeździe nie było widać. Aż nadszedł mecz z Grupą Azoty Unią Tarnów, w którym zdobył on 12 punktów.
- Rywal nie był z najwyższej półki, ale wynik mówi sam za siebie. Cieszy mnie przede wszystkim jego jazda na torze. Max w końcu potrafił wygrać cztery z pięciu startów. Wcześniej to był jeden z pięciu. To jest zmiana na plus - chwalił swojego zawodnika Dobrucki.
Starty były zmorą Fricke'a od początku sezonu, przez co Australijczyk musiał nadrabiać straty na dystansie. W starciu przeciwko tarnowskim Jaskółkom pokazał, że nie stracił swojej prędkości i od początku zawodów ładnie napędzał się po zewnętrznej. - Był szybki na torze. Minąć dwóch rywali w ciągu czterech okrążeń w PGE Ekstralidze jest niesamowicie trudno. Nad tym pracowaliśmy dość intensywnie i zobaczyliśmy pierwsze tego efekty. Oby tak dalej, bo na takiego Maxa czekaliśmy - dodał Dobrucki.
W tej sytuacji nie dziwi, że również na twarzy Fricke'a po zawodach pojawił się ogromny uśmiech. - To był mój najlepszy występ jak do tej pory. Chciałem, żeby tak to wyglądało od początku sezonu, ale z różnych względów to się nie udawało. Pomógł mi piątkowy trening. Sprawdziliśmy na nim kilka nowych rzeczy. Chciałbym, aby kolejne spotkania wyglądały podobnie - podsumował australijski żużlowiec.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po zielonogórsku