Dariusz Ostafiński. Bez Hamulców 2.0: Porozmawiajmy poważnie o kablu (felieton)

WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Piotr Protasiewicz i Grzegorz Zengota
WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Piotr Protasiewicz i Grzegorz Zengota

Piotr Protasiewicz odniósł się w ogólnopolskim dzienniku do mojego stwierdzenia, że zaszkodziły mu wizyty u Tomasza Golloba. Powiedział krótko, że to bzdury. Szkoda. Po tak inteligentnym człowieku spodziewałem się jednak czegoś więcej.

Bez Hamulców 2.O, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora WP SportoweFakty.

***

Powiedziałem jakiś czas temu w Magazynie PGE Ekstraligi w nSport+, że za słabą jazdą Piotra Protasiewicza mogą się kryć jego wizyty u Tomasza Golloba. Raz, że o tym aż huczy w środowisku (o tym, że to ma wpływ), a dwa, że mamy wolność słowa i każdy może wyrazić swoją opinię. Poza wszystkim zwyczajnie podzielam ten pogląd. Zaraz wyjaśnię dlaczego.

Protasiewicz nie jest kobietą, więc nie będzie bezczelnością z mojej strony, jeśli wypomnę mu wiek i napiszę, że ma 43 lata. W sporcie żużlowym osiągnął bardzo wiele i nie ma już nic do wygrania. O ile przed startem ligi w 2017 roku snuł plany o awansie do Grand Prix, o tyle po kolejnej przegranej walce o realizację wielkiego marzenia, kompletnie w tej sprawie zamilkł.

Do wieku i sytuacji tego konkretnego żużlowca dołóżmy obserwacje z toru. Tak się jakoś dziwnie składa, że Protasiewicz od momentu spotkania z Gollobem (nasz mistrz po wypadku na crossie doznał kontuzji kręgosłupa i jest sparaliżowany od linii klatki piersiowej w dół) przestał jeździć, jak dawniej. Jeśli ma przestrzeń, to jeszcze poszaleje, ale jak jest walka na noże, jak zaczyna się odbijanie z rywalem od bandy, to on już nie pójdzie na całość.

Protasiewicz nigdy nie miał startu, więc to, co zdobywał w meczu, robił piękną walką na dystansie. Za to kochali go (i myślę, że wciąż kochają) kibice. Tamtego zawodnika, który wsadzał głowę tam, gdzie inni bali się włożyć nogę, już jednak nie ma. Tak się dziwnie składa, że zniknął on wraz z wizytami u Golloba.

Mam taką teorię, że Protasiewiczowi, w końcu niezwykle inteligentnemu człowiekowi, po spotkaniu z Tomaszem otworzyły się oczy. Na jednej szali położył to, co zdobył, a na drugiej wszystko to, co może stracić jednym fatalnym ruchem. Zrozumiał (zobaczył to na własne oczy), co może się stać, jeśli zrobi o jeden krok za dużo, ewentualnie pójdzie o jeden most za daleko. Zawodnik może oczywiście odrzucać od siebie te myśli, ale jest coś takiego jak podświadomość.

Żeby nie było, to nie jestem jedyną osobą, która tak ocenia to, co dzieje się z Protasiewiczem. Od razu też dodam, że mój punkt widzenia nie bierze się z faktu, że chcę w jakiś sposób dopiec zawodnikowi. Podobnie jak innymi szukającymi przyczyny kieruje mną zwykła ciekawość. Co takiego stało się w ciągu roku, że bardzo dobry ekstraligowy żużlowiec tak mocno się zmienił. Taka ciekawostka. Tor w trakcie ostatniego meczu w Toruniu był zrobiony jakby pod niego. I co? I nic.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po zielonogórsku

Trochę szkoda, że Protasiewicz mówi o opinii popartej powyższymi argumentami, że to bzdury, śmiech na sali i tym podobne. Nie twierdzę, że jestem wyrocznią, że mam 100 procent racji, ale w odpowiedzi na swoje słowa chciałbym usłyszeć poważną polemikę, a nie rzucone na odczepnego, że ktoś coś robi dla kliknięć.

Swoją drogą, zastanawiam się, czy poważna rozmowa o kablu (w żużlu mówi się, że jak ktoś się boi, to ma kabla) ma w ogóle jakikolwiek sens. Bo jaki zawodnik przyzna się, że czuje strach? Przecież mówiąc to, przekreśliłby swoje szanse na dobry kontrakt. Pamiętam Golloba po fatalnej kraksie z Taiem Woffindenem. Odcisnęła na nim piętno. Zrobił się strasznie defensywny, schowany, nie pakował się w trudne sytuacje. Kiedy na pierwszym łuku nie widział dla siebie szansy, jechał spokojnie z tyłu. Wiele osób z jego otoczenia mówiło wprost, że ma kabla, a on szukał przyczyn niepowodzeń w tłumikach, czy glince w torach. Jakby chciał odrzucić to, co oczywiste i najgorsze.

Właśnie ze strachu wywołanego konkretnymi przeżyciami brała się wyjazdowa niemoc Golloba. W sezonach 2015-2016 tylko na domowym torze w Grudziądzu, gdzie znał każdy centymetr (w końcu sam sobie robił ten tor), Tomasz potrafił pojechać, jak w latach swojej chwały. W każdym innym miejscu był tylko cieniem dawnego siebie.
Tak sobie myślę, że z żużlowcem, który ma kabla, jest trochę tak, jak z alkoholikiem, który ma wiadomy problem, ale pytany o niego kategorycznie zaprzecza. Takie życie i ja to nawet rozumiem. Niemniej wolałbym, żeby wywoływany do tablicy zawodnik, zamiast okazywać irytację, dyskutował na argumenty. Ja swoją opinię uzasadniłem.

Źródło artykułu: