Dziadek Władysław Gollob mocno liczył na to, że wnuk zrobi karierę. Oskar Ajtner-Gollob dotąd nie spełnił oczekiwań, a po ostatnim meczu powiedział coś, co stawia jego dalsze starty pod znakiem zapytania. Zawodnik chce śpiewać. - Jak mu dobrze będzie szło, to zrzucimy się na jakąś gitarę - dowcipkuje Leszek Tillinger, wieloletni działacz Polonii Bydgoszcz. - Swoją drogą, nie wiem, czy zmiana branży nie będzie najlepszym rozwiązaniem - dodaje.
- Do myślenia daje już to, że Oskar nie ma pewnego miejsca w klubie, którego prezesem jest jego dziadek, a menedżerem dobry przyjaciel rodziny Gollobów, Jerzy Kanclerz - zauważa Tillinger. - Rodzina na niego nie stawia, bo on nie przychodzi na treningi. Podejście ma takie, jakby nie był tym zainteresowany. Na dokładkę widać, że ten wypadek mocno go wystraszył. Nie wiem, jak śpiewa, ale może faktycznie powinien zmienić branżę.
Wydaje się, że Ajtner-Gollob nie wytrzymał presji związanej z jazdą pod znanym nazwiskiem. Wszyscy oczekiwali, że będzie jeździł co najmniej tak dobrze, jak jego wujek Tomasz. Tillinger nie zgadza się jednak z tą teorią. - Nazwisko mogło mu tylko pomóc, bo jak ludzie słyszą Gollob, to są gotowi do każdej formy pomocy. Problem w tym, że Oskar, moim zdaniem, nie miał takich papierów na jazdę, jak Tomek czy Jacek. Psychika i podejście też było nie to. Nie miał tej determinacji.
- Dziadek przepowiadał mu wielką karierę, ale trzeba pamiętać, że w wieku juniorskim Oskar nie osiągnął żadnych sukcesów. Każdy junior, właśnie wynikami, potwierdzał, że ma talent. On nie zrobił nic poza pojedynczymi dobrymi występami w roli młodzieżowca Polonii. To jednak za mało, by mówić o talencie - kończy Tillinger.
ZOBACZ WIDEO PGE Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi 2018
Równie dobrze mógł przecież wymienić inne zajęcie.