Ten, kto śledził Grand Prix Wielkiej Brytanii z programem w ręku i ustalił kolejność po rundzie zasadniczej, mógł się dość szybko zorientować, że w jednym i tym samym półfinale zawodów w Cardiff spotkają się wszyscy czterej reprezentanci Polski. Wiadomo bowiem, że najlepsza ósemka każdego turnieju elity dzielona jest w fazie półfinałowej według klucza: 1,4,6,7 i 2,3,5,8.
Bartosz Zmarzlik, Patryk Dudek, Maciej Janowski i Przemysław Pawlicki "dopasowali się" do pierwszego z nich i w efekcie spotkali się wspólnie pod ekranem usytuowanym wewnątrz Principality Stadium, gdzie dokonali wyboru pól startowych. Ci kibice, którzy programów nie mieli, mogli więc być zaskoczonymi takim obrotem sprawy. Tym bardziej że sytuacji, w której Polacy spotkaliby się w czwórkę w tej samej półfinałowej gonitwie w turnieju Grand Prix, nigdy przedtem nie było. Wprawdzie tylu awansowało do tego etapu zawodów już w Bydgoszczy w 2007 i w Toruniu w 2010 roku, ale nigdy w tym samym wyścigu.
Nasi żużlowcy dokonali więc wyjątkowego wyczynu, ale nie byli w tym pierwsi. W 2002 roku na torze ułożonym w hali Vikingskipet w Hamar w walce o przepustkę do jazdy w finale Grand Prix Norwegii stanęło czterech Australijczyków. Byli to według kolejności na mecie: Jason Crump, Ryan Sullivan, Leigh Adams i Todd Wiltshire. Ówcześni zdobywcy Drużynowego Pucharu Świata nadawali ton rywalizacji w cyklu GP tak samo, jak obecnie robią to nasi reprezentanci.
Znacznie częściej zdarzało się, żeby pod taśmą w półfinałach stawała trójka zawodników spod jednej flagi. Najwięcej takich bratobójczych wyścigów odnotowali w historii Duńczycy (6), a ponadto zdarzało się to Australijczykom i Polakom (po 5) oraz Szwedom (2).
ZOBACZ WIDEO Warunki na torze w Gdańsku coraz bardziej sprzyjają walce. Będzie dużo emocji na PGE IMME?