Sobotni finał DMEJ w Daugavpils dostarczył kontrowersji. Na zawody, tłumacząc się powodami rodzinnymi, nie przyjechał menedżer Betardu Sparty i zarazem trener młodzieżowej kadry, Rafał Dobrucki. Na zawody te nie powołano też wrocławskiego zawodnika - Maksyma Drabika. Tymczasem pojechać musiał w nich zawodnik Fogo Unii, Dominik Kubera. Dzień późnej oba zespoły rywalizowały w
półfinale PGE Ekstraligi.
- Rafał może mówić teraz o sprawach rodzinnych, ale cała sytuacja wyglądała naprawdę niezręcznie. Myślę, że popełnił poważny błąd, powołując Dominika Kuberę, a nie wysyłając na Łotwę Maksyma Drabika. To tylko sprzyjało dywagacjom i różnym teoriom. Gdyby obaj zawodnicy tam pojechali, to takiego szumu w mediach by nie było - uważa Rufin Sokołowski, który zna dobrze Dobruckiego z czasów pracy w Unii Leszno.
Były działacz przyznaje, że nie chce mu się wierzyć w złe intencje wrocławskiego szkoleniowca. Sugeruje jednak, że Dobrucki może mieć w swoim otoczeniu klubowym złych doradców. - Znam Rafała od lat i zawsze uważałem go za człowieka uczciwego. Nie sądzę więc, by w jego podejściu coś się zmieniło. Chcę wierzyć, że faktycznie chodzi o sprawy rodzinne i nie ma tu drugiego dna. Możliwe, że Rafał ma w swoim otoczeniu czy klubie złych doradców. Nie chce mi się jednak wierzyć, by on mógł to wszystko wymyślić - stwierdza Sokołowski.
ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski, nSport+: Trochę żałuję, że w piątce nominowanych nie ma Gruchalskiego