48-letni żużlowiec w rozegranym w minioną sobotę turnieju Grand Prix Niemiec w Teterow zajął czwarte miejsce w wyścigu finałowym, kończąc zawody z dorobkiem 12 punktów. Wynik Grega Hancocka mógł być jeszcze bardziej okazały, gdyby nie dwie "śliwki". Oprócz zera w finale, nie zdobył też choćby jednego "oczka" w 19. gonitwie.
- Zera zabijają żużlowca. Za każdym razem, gdy przywożę do mety zero, jestem zdołowany. Nie chcę do tego dopuszczać. To nie jest jednak łatwe zadanie, bo wszyscy rywale są szybcy. Muszę jednak robić, co w mojej mocy, by unikać takich wartości na koncie - komentuje Amerykanin w rozmowie ze speedwaygp.com.
Przed ostatnim turniejem Grand Prix Hancock, z dorobkiem 93 punktów, plasuje się na piątej pozycji w przejściowej klasyfikacji cyklu. Do zajmujących ex aequo trzecią lokatę Macieja Janowskiego i Fredrika Lindgrena Kalifornijczyk traci pięć "oczek".
- Przed nami wielka runda w Toruniu. Jeśli pomogą mi gwiazdy i wszystko pójdzie dobrze, stać mnie na zdobycie wielu punktów. Pragnę wdrapać się na podium. Z drugiej strony wszyscy polują na miejsce w czołowej trójce. Wygra ten zawodnik, który będzie najbardziej zdeterminowany - podkreśla Hancock.
Amerykanin w Toruniu będzie chciał wykorzystać bardzo dobrą znajomość Motoareny. Hancock w sezonach 2016-2017 był zawodnikiem Get Well. - Myślę, że obecnie to chyba najlepszy tor do ścigania na świecie. Z tego punktu widzenia, to dla każdego uczestnika cyklu Grand Prix świetna informacja, bo wszyscy na Motoarenie mogą pojechać bardzo dobre zawody. Już nie mogę doczekać się tego turnieju - mówi Hancock.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po gorzowsku