Z drugiej strony ekranu to cykl felietonów Gabriel Waliszki, dziennikarza nSport+.
***
Nie ma nic piękniejszego niż widok 20 - tysięcy ludzi rozgrzewających się szalikami w chłodny wieczór. Bez zamieszek, a z pasją i miłością ogromną do sportu. Tak było w sobotni wieczór na Smoczyku. Tłumnie, głośno i gorąco. Mimo temperatury oscylującej wokół 7 stopni, można było się rozgrzać do czerwoności. - Czy ja mogę zostać w tej kurtce i czapce - zapytał na dzień dobry nasz ekspert Maciej Janowski. A że słońce właśnie chowało się za stadionem, odpowiedź mogła być tylko twierdząca. No i trafił z tym ubiorem w punkt nasz Czarodziej, bo z każdą minutą fale zimnego powietrza wdzierały się leszczyński obiekt.
- Co wyprawia ten sędzia - pieklili się fani na pierwszym łuku, nie zgadzając się na powtarzanie wyścigów czy zatrzymywanie zawodów wobec dymów nad sektorem gości. Emocje grały w każdym fanie Byków. W każdym ciele tej byczej rodziny. W każdym miejscu poza sektorem gości.
Zawodnicy też. Na 15. żużlowców jadących w finałowym rewanżu tylko dwóch nie mogło wylegitymować się polskim paszportem (Kurtz i Vaculik). To też o czymś świadczy. Juniorzy juniorami, bo tu mamy jasną sprawę o sile mistrzowskich drużyn od dawna, ale w kwestii obcokrajowców różnie z tym bywało. Teraz w dwumeczu o losach swoich drużyn decydowali w znakomitej większości nasi rodacy. Hampel, Kołodziej, Pawlicki, Zmarzlik, Kasprzak, Woźniak. Podstawy obydwu zespołów nieprzypadkowo zostały stworzone na narodowych filarach.
- Do sezonu 2020 roku chcemy wystartować w 99 procentach polskim składem - zadeklarował po finale twórca byczej potęgi Józef Dworakowski. A że pan prezes zna się na tej robocie, to z pewnością trzeba spodziewać się zapowiedzianych rzeczy. Leszno idzie polską drogą, stawiając pewne i mocne kroki. To się musi podobać.
A Gorzów? Faceci ze Stali walczyli zacnie, co w pewnym momencie przyznał bez ogródek opiekun gospodarzy. - W połowie zawodów zrobiło nam się naprawdę ciepło -rzucił Piotr Baron w naszym magazynie tuż po finale finałów. Stal nie dawała za wygraną właściwie do wyścigów nominowanych, co podkreślało, że charakter sportowca jest ponad wszystko. Ponad pewne niedociągnięcia czy też inne niedoskonałości.
- Unia była faworytem od początku i ten sezon to była jej zasłużona dominacja - podsumował prezes żużlowej Ekstraligi Wojciech Stępniewski. Zresztą każdy kto znalazł się w sobotę na Smoczyku nie mógł narzekać, mimo tych wahań temperatury. Nawet czapka naciągnięta na uszy Martina Vaculika czy rękawiczki wspomnianego Magika Janowskiego dodawały fajnego smaku tej finałowej rywalizacji. Finału toczonego w duchu fair play, na dobrych torach i ze znakomitą oprawą czy frekwencją. Nowa jakość pokazywania speedwaya ponownie dała o sobie znać. I to w tym wszystkim chodzi. O zdrowe zasady, zaciętą rywalizację i widowiskową walkę do końca. Tego wszyscy żużloholicy chcemy.
Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga: trofeum przechodnie
Chłopak cieszy się ze złota a tu bach z grubej rury - oj Józef puknij się w głowę.