Żużlowcy ROW-u Rybnik przystępowali do spotkania rewanżowego z Falubazem Zielona Góra ze świadomością, że muszą odrobić 12 punktów straty z pierwszego meczu. Na własnym torze Rekiny nie były jednak w stanie przeciwstawić się faworytowi barażowej rywalizacji. Tylko Mateusz Szczepaniak i Andrzej Lebiediew potrafili nawiązać równorzędną walkę z gośćmi.
Szczepaniak był klasą samą dla siebie. Zdobył 12 punktów i 3 bonusy, ani razu nie przegrywając z rywalem z Zielonej Góry. Po zakończeniu spotkania był jednak wyraźnie przybity.
- Mogę przeprosić kibiców za początek sezonu i za rewanż w Lublinie, bo moich punktów tam zabrakło - stwierdził 31-latek.
Doświadczony żużlowiec przychodząc do Rybnika był typowany do roli jednego z liderów drużyny. Tym bardziej, że rok 2017 na I-ligowych torach był bardzo dobry w jego wykonaniu. - Początek tego sezonu miałem słaby. Nie jechałem we wszystkich meczach. Męczyłem się. Dlatego nie zaliczę tego do udanych. Tym bardziej, że poprzedni był dobry. Może końcówka była lepsza, coś zaczęło grać i to się przełożyło na punkty, choć nie zawsze takie jakie bym chciał. Za późno to przyszło. Jest dużo w tym mojej winy, że nie ma PGE Ekstraligi w Rybniku - dodał Szczepaniak.
Szczepaniak nie ukrywa, że chciałby zostać na Górnym Śląsku i zrehabilitować się za ten sezon. - Na pewno chciałbym zostać. Tutaj jest bardzo dobry klimat do żużla. Na prawie każdym meczu był komplet publiczności. Dobrze się tu czuję, ale nie wiem jak dalej będzie. To musi być przemyślana decyzja. Też mam w głowie świadomość, że to moja wina, że nie ma tutaj teraz Ekstraligi. O to jechaliśmy i nie udało się tego osiągnąć - stwierdził.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2018: finał Fogo Unia - Cash Broker Stal
A tak Czytaj całość