Baraż w pigułce: Falubaz postawił kropkę nad "i". Wróżyliśmy, że z takim Protasiewiczem nie spadną (komentarz)

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Piotr Protasiewicz (z prawej) udzielający wskazówek Mateuszowi Tonderowi
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Piotr Protasiewicz (z prawej) udzielający wskazówek Mateuszowi Tonderowi

Zielonogórski Falubaz przypieczętował w Rybniku utrzymanie w PGE Ekstralidze (45:45). Już tydzień temu pisaliśmy, że z tak jeżdżącym Piotrem Protasiewiczem spadek jest po prostu niemożliwy. W rewanżu znów był pierwszoplanową postacią zielonogórzan.

KOMENTARZ. Tylko niepoprawni optymiści wierzyli, że ROW Rybnik odrobi 12 punktów z pierwszego meczu w Zielonej Górze i zdegraduje Falubaz. Mimo wszystko potencjał drużyny z Grodu Bachusa jest większy i nie zmienił tego fakt, że w barażu musieli sobie radzić bez Patryka Dudka. Idealnie w rolę lidera wcielił się Piotr Protasiewicz. To on wziął na swoje barki odpowiedzialność za wynik drużyny, której przez wiele lat był kapitanem. Zrehabilitował się też w pewnym stopniu za nieudany sezon, bo przecież gdyby m.in. on jechał wedle oczekiwań, to Falubaz PGE Ekstraligi pewnie by nie zwojował, ale na pewno nie musiałby do końca drżeć o ligowy byt.

BOHATER. Wybór nie może być inny: Piotr Protasiewicz. Zarówno w pierwszym, jak i drugim meczu był wyróżniającą się postacią zielonogórskiej ekipy. Zaraz pojawią się zarzuty, że był to obowiązek Protasiewicza, bo przecież mierzył się z pierwszoligowcami. Tu nie można się do końca zgodzić z kilku powodów. Po pierwsze za doświadczonym zawodnikiem trudny sezon, podczas którego potrafił niespodziewanie przegrywać z niżej notowanymi rywalami. Po drugie, presja na Falubazie była spora, a wzrosła jeszcze bardziej, gdy kontuzji nabawił się Patryk Dudek. W takiej sytuacji nie rywalizuje się łatwo. Tymczasem Protasiewicz to ciśnienie wytrzymał i udźwignął sporą odpowiedzialność. Poza tym, pokazał po prostu dobrą jazdę, którą oglądało się z przyjemnością.

KONTROWERSJA. Wykluczenie Sebastiana Niedźwiedzia z szóstego biegu. Arbiter uznał, że junior Falubazu był winnym upadku Przemysława Giery. Rzeczywiście doszło do kontaktu, ale było to efektem tego, że na wejściu w wiraż zrobiło się zwyczajnie bardzo ciasno. Mieliśmy do czynienia z "efektem domina" i faktycznie wykluczenie młodzieżowca gości jest dyskusyjne.

AKCJA MECZU. Wybraliśmy szarżę Piotra Protasiewicza z 9. biegu. Gospodarze przez moment prowadzili w nim podwójnie, jednak zawodnik gości pierwszorzędnie ich rozpracował. Już na wejściu w pierwszy łuk drugiego okrążenia wysuwał się na czoło stawki, zostawiając rywali z boku. W ogóle Falubaz wygrał ten bieg 4:2 i objął prowadzenie w meczu (28:26). Był to decydujący moment, bo na sześć wyścigów przed końcem meczu zielonogórzanom do wygrania barażu brakowało już naprawdę niewiele.

CYTAT. "Nie chcę zabierać kibicom zabawy, ale według mnie wszystko jest już przesądzone" - mówił po dziesięciu biegach Jakub Jamróg, gość studia nSport+ . Miał rację, bo przy stanie 31:29 dla ROW-u Falubazowi wystarczyło jedno biegowe zwycięstwo, które zresztą Jamróg prognozował. Przyszło ono szybko, gdyż już w odsłonie numer 11 (5:1). W kolejnej gonitwie zielonogórzanie dołożyli 4:2 i jasne stało się, że zostaną w elicie.

LICZBA: 12. W dwunastym biegu Falubaz oficjalnie zapewnił sobie miejsce w PGE Ekstralidze na przyszły rok. Liczba 12 przewijała się dłużej wokół rewanżu, bowiem właśnie tyle punktów po pierwszym starciu miał do odrobienia ROW. Jak widać, nie okazała się ona dla rybniczan szczęśliwa.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po gorzowsku

Komentarze (0)