Na początku marca Dariusz Karwacki miał koszmarny wypadek w pracy, wskutek którego groziła mu nawet amputacja stopy. Po kilku operacjach i przeszczepie skóry zaczął wracać do sprawności. Jeszcze w szpitalu postawił sobie dwa cele na ten rok - utrzymanie licencji "Ż" oraz ukończenie maratonu.
Pierwsze zadanie udało mu się wykonać 30 września, przy okazji meczu "Poczuj Speedway - Nie Dopalacze". "Kazek" pojawił się na poznańskim torze pięciokrotnie, dzięki czemu jego licencja nie wygaśnie.
Zaledwie dwa tygodnie później stanął na starcie poznańskiego maratonu, choć mało kto, włącznie z lekarzami, wierzył, że 45-latek będzie w stanie ukończyć ten bieg. - O poprawę rekordu życiowego postaram się za rok w Berlinie lub w Poznaniu. Teraz to będzie sześć godzin walki. Postanowiłem sobie, że przebiegnę maraton jeszcze w tym roku, żeby ludzie mogli uwierzyć, że można wrócić do sprawności nawet po takim wypadku - mówił przed startem Dariusz Karwacki.
Od samego początku Karwacki trzymał się końca stawki, biegł swoim tempem i spokojnie pokonywał kolejne kilometry. Linię mety przekroczył z czasem 5:42:14 godz., a więc na niespełna 18 minut przed upływem wyznaczonego limitu. Dodajmy, że swój rekord życiowy Dariusz Karwacki ustanowił dwa lata temu w Poznaniu i wynosi on 4:57 godz.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2018: finał Fogo Unia Leszno - Cash Broker Stal Gorzów