Chudsze czasy kopalni talentów. Poprzednio taka sytuacja miała miejsce w 1997 roku

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Chris Holder i Jason Doyle (z tyłu) w Grand Prix
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Chris Holder i Jason Doyle (z tyłu) w Grand Prix

Tylko jeden Australijczyk widnieje na liście startowej Grand Prix 2019. Po tym, jak z cyklu wypadł Chris Holder, nikt nie zajął jego miejsca. Poprzednio taka posucha wśród startujących w elicie Kangurów miała miejsce ponad 20 lat temu.

W tym artykule dowiesz się o:

Po tak marnych wynikach Chrisa Holdera i zajęciu dopiero dwunastej pozycji na koniec zmagań można było spodziewać się, że tym razem indywidualnego mistrza świata z 2012 roku nie uratuje stała "dzika karta". Tak też się stało. Australijczyk po dziewięciu sezonach jazdy w Grand Prix wypadł z grona najlepszych i chcąc myśleć o powrocie do cyklu, musi spróbować wrócić na taki poziom, jaki zwykle prezentował. Holder sześć razy kończył zmagania w IMŚ w pierwszej ósemce.

Tym samym w GP pozostał tylko jeden reprezentant Australii. To mistrz sprzed roku - Jason Doyle. Dla Kangurów to sytuacja nie widziana od 1997 roku. Wówczas jedynym żużlowcem mającym stałe miejsce w elicie był Leigh Adams. Dwa lata wcześniej "rodzynkiem" był z kolei Craig Boyce. We wszystkich pozostałych edycjach australijski speedway najczęściej mógł liczyć na przynajmniej dwóch zawodników walczących o medale, niekiedy trzech, lub czterech. W 2003 roku było ich nawet pięciu, ale nie zapominajmy, że wtedy liczba stałych uczestników wynosiła aż 22.

Wśród niepoprawnych optymistów na zajęcie miejsca Holdera tak, by Australia utrzymała dwa miejsca (a na koniec nowego sezonu ma wrócić turniej w tym kraju), przewijało się nazwisko Maxa Fricke'a. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że na ten moment najlepszego juniora świata z 2016 roku dzieli od GP spory dystans. Innych kandydatów na ten moment brakuje, co pokazuje, że żużel na Antypodach nie ma się tak dobrze, jak było to jeszcze kilka lat temu, o kilkunastu latach wstecz nawet nie wspominając. Wówczas oprócz sukcesów indywidualnych dochodziły drużynowe. Ostatnio takowych (poza złotem Doyle'a w 2017) brakuje.

Wydaje się jednak, że kwestią czasu jest, by Australijczycy znów uderzyli mocniej. Talentów nigdy tam nie brakowało i nie brakuje także teraz. Do przodu starają się przeć wspomniany Fricke, Jack Holder, Brady Kurtz czy Jaimon Lidsey. Spoglądając na losy Doyle'a, nie można skreślać wyjątkowego pracusia, jakim jest Rohan Tungate. A jeśli przypomnieć sobie sytuację sprzed dwóch dekad, też można było mieć nadzieję, że po chudszym okresie wkrótce wśród najlepszych pokażą się z dobrej strony tacy zawodnicy jak Adams, Jason Crump czy Ryan Sullivan. Wszyscy w mniejszym lub większym stopniu sprostali oczekiwaniom i bez wyjątku zdobywali medale.

Inna sprawa, że Adams i Crump przez kilkanaście sezonów utrzymywali się w czołówce i młodsi mieli do kogo równać. Gdy pierwszy kończył jazdę w GP, jego miejsce od razu zajął Holder. Gdy żegnał się drugi, do stawki dołączył Darcy Ward. Holder nie zdołał jednak utrzymać się w elicie tak długo, jak starsi rodacy, kariera Warda została brutalnie przerwana przez tragiczny w skutkach wypadek przed trzema laty, a Doyle jeździ w cyklu dopiero od czterech sezonów. W 2019 roku, niczym w latach dziewięćdziesiątych Boyce i Adams, będzie "jedynakiem".

Zawodnicy GP 2019 według narodowości i sposób kwalifikacji do cyklu:

PaństwoZawodnicyTOP8 2018Stała "dzika karta"GP Challenge
Polska 4 Zmarzlik, Janowski Dudek Kołodziej
Dania 2 Madsen Iversen
Rosja 2 Łaguta, Sajfutdinow
Szwecja 2 Lindgren Lindbaeck
Australia 1 Doyle
Słowacja 1 Vaculik
Słowenia 1 Zagar
USA 1 Hancock
Wielka Brytania 1 Woffinden

ZOBACZ WIDEO Kołodziej o Unii Tarnów: "Musiałem odejść. Gdybym został, to musiałbym zakończyć karierę"

Źródło artykułu: