Choć Australijczyk potrafił już pokonywać żużlowców ze światowej czołówki, to twardo stąpa po ziemi. Nie nadaje się póki co do PGE Ekstraligi. To było głównym powodem, dla którego zmienił pracodawcę. - Odszedłem, bo po prostu chciałem zostać w I lidze - nie ukrywa Sam Masters. - Jako że klub awansował, to musiałem coś zrobić. Wówczas Mariusz Staszewski się mną zainteresował, co mnie bardzo ucieszyło. Jeździłem już w Ostrowie i fajnie ten czas wspominam - dodaje.
Nasz rozmówca bardzo dobrze mówi o klubie z Lublina, w którym spędził ostatni sezon. - To była naprawdę świetna drużyna. Trener Śledź to super człowiek, a Kuba Kępa zawsze chętny do pomocy. Tworzą zgraną ekipę i życzę im wszystkiego dobrego w nowym sezonie. Oby zrobili jak najlepszy wynik - mówi, czym jednoznacznie daje do zrozumienia, że nie chce palić za sobą mostów i w przyszłości spokojnie mógłby do Motoru wrócić.
Sezon 2018 w polskiej lidze był dla Mastersa niezbyt udany. Miał sporo przeciętnych spotkań, które z pewnością wpłynęły na jego zdanie o własnych możliwościach. - Było mi ciężko. Zacząłem od kontuzji nogi, która aż do końca rozgrywek nie wróciła do pełnej sprawności. Cieszę się chociaż z tego, że w Anglii było bardzo dobrze. Zakończyłem rok z wysoką średnią, jako najlepszy zawodnik Wolverhampton. Przede mną trochę jazdy w Australii, do przyszłego sezonu chcę się dobrze przygotować. Na początek mam mistrzostwa kraju, to już w styczniu - zakomunikował na koniec.
ZOBACZ WIDEO Janusz Kołodziej był na granicy wyczerpania. Krok od anoreksji
Może trzeba zadać pytanie dla kogo ze składu Motoru te "progi" nie są za wysokie ?
AJ, Zengi jakoś dadzą radę...
Reszta... widzę ciemność nie Czytaj całość