Masters mierzy siły na zamiary. Odszedł z Lublina, bo PGE Ekstraliga to dla niego za wysokie progi

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Sam Masters
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Sam Masters

Awans Motoru Lublin do PGE Ekstraligi był dla Sama Mastersa informacją zarówno dobrą, jak i złą. Z jednej strony przyczynił się do wielkiego sukcesu, ale z drugiej musiał szukać nowego klubu. Wśród najlepszych jeździć nie chce. Przynajmniej na razie.

Choć Australijczyk potrafił już pokonywać żużlowców ze światowej czołówki, to twardo stąpa po ziemi. Nie nadaje się póki co do PGE Ekstraligi. To było głównym powodem, dla którego zmienił pracodawcę. - Odszedłem, bo po prostu chciałem zostać w I lidze - nie ukrywa Sam Masters. - Jako że klub awansował, to musiałem coś zrobić. Wówczas Mariusz Staszewski się mną zainteresował, co mnie bardzo ucieszyło. Jeździłem już w Ostrowie i fajnie ten czas wspominam - dodaje.

Nasz rozmówca bardzo dobrze mówi o klubie z Lublina, w którym spędził ostatni sezon. - To była naprawdę świetna drużyna. Trener Śledź to super człowiek, a Kuba Kępa zawsze chętny do pomocy. Tworzą zgraną ekipę i życzę im wszystkiego dobrego w nowym sezonie. Oby zrobili jak najlepszy wynik - mówi, czym jednoznacznie daje do zrozumienia, że nie chce palić za sobą mostów i w przyszłości spokojnie mógłby do Motoru wrócić.

Sezon 2018 w polskiej lidze był dla Mastersa niezbyt udany. Miał sporo przeciętnych spotkań, które z pewnością wpłynęły na jego zdanie o własnych możliwościach. - Było mi ciężko. Zacząłem od kontuzji nogi, która aż do końca rozgrywek nie wróciła do pełnej sprawności. Cieszę się chociaż z tego, że w Anglii było bardzo dobrze. Zakończyłem rok z wysoką średnią, jako najlepszy zawodnik Wolverhampton. Przede mną trochę jazdy w Australii, do przyszłego sezonu chcę się dobrze przygotować. Na początek mam mistrzostwa kraju, to już w styczniu - zakomunikował na koniec.

ZOBACZ WIDEO Janusz Kołodziej był na granicy wyczerpania. Krok od anoreksji

Źródło artykułu: