"Na pełnym gazie" to cykl felietonów Jana Krzystyniaka, byłego żużlowca i szkoleniowca, a obecnie cenionego żużlowego eksperta.
***
Przepis obligujący kluby do wypuszczania wychowanków nie ma najmniejszego sensu. Ja w ciągu 2-3 miesięcy wychowałbym dwóch chłopców, którzy przebrnęliby egzamin na licencję i już sprawa jest rozwiązana. Ale co z tego będzie? Takie próby zmuszenia klubów do szkolenia były już w przeszłości. W efekcie wypuszczano zawodników na sztukę, a czasami nawet werbowano adeptów z innych klubów, byleby tylko wypełnić limit. Znam osobiście takie przypadki, że w jednym klubie uznano, że dany chłopak nie rokuje na przyszłość, natomiast zdał licencję, bo zależało na tym innemu klubowi.
Zawsze powtarzam, że wszystkiego można się nauczyć. Nawet starszy pan w wieku 50 czy 60 lat też opanuje umiejętność jazdy na żużlu. Sztuka jest? Jest. Niestety słabo wyglądają egzaminy na licencję żużlową. Niejednokrotnie byłem świadkiem takiego egzaminu i minima są naciągane. To było żałosne, bo podchodzono do tematu na zasadzie "przepuść go, bo musimy wypełnić limit". Od razu było wiadomo, że z niektórych chłopaków pożytku żadnego nie będzie. Tak to wyglądało i to powtarzało się z roku na rok. Doszliśmy do sytuacji, że jest coraz mniej juniorów, którzy gwarantowaliby jakieś punkty. Często funkcjonuje to na zasadzie przypadku. Brakuje u nich powtarzalności. Trudno mówić o jakiejkolwiek jakości.
Problem szkolenia młodzieży jest złożony i trudno o złoty środek. Kluby wolą zakontraktować juniora z zewnątrz. Bardziej im się to opłaca, niż szkolić swoich. Skończył się czas, kiedy to kluby szkoliły młodzież. Dzisiaj czegoś takiego nie ma, no może poza paroma klubami, jednak w większości funkcjonuje to na zasadzie "kto ma ochotę, niech przyjdzie się nauczyć". Nie ma zorganizowanej polityki, która zachęcałaby młodych chłopaków do spróbowania uprawiania tej dyscypliny. Wiadomo, że to się wiąże ze sporymi kosztami. To jest największa przeszkoda w nauczeniu się i osiągnięciu jakiegoś poziomu.
Często jest tak, że są chłopcy, którzy być może mają smykałkę do żużla, ale ich na uprawianie tego sportu nie stać. Tymczasem kluby liczą każdy grosz i przeznaczają pieniądze głównie na drużynę ligową. Liczy się przede wszystkim wynik. Z młodzieżą natomiast jakoś to będzie. Jeśli nikogo nie wychowamy, to zawsze jest możliwość ściągnięcia juniora z innego ośrodka. Widzimy, że budżety klubowe przeznaczone są dla ligowców, natomiast nie myśli się raczej o tym, że żużel w przyszłości musi jakoś funkcjonować, a bez wychowanków będzie to niemożliwe.
Chętnych do jazdy na żużlu jest coraz mniej, bo koszty są wysokie. Były różne pomysły, jak pozyskać środki na szkolenie, np. poprzez przekazywanie starego sprzętu do klubu przez zawodników startujących w lidze. Jednak żużlowcy najchętniej sprzedawaliby stare motocykle, trochę dołożyli i w to miejsce zakupywali nowe. To ucichło, bo na pierwszym miejscu jest wynik.
Jan Krzystyniak
ZOBACZ WIDEO Ile żużlowcy wydają na opony?
Święte słowa.
Regulamin karze.