Marian Maślanka. Lwim pazurem: Przeciwnicy nie mają racji. Miliony dla Motoru i Włókniarza to nic złego (felieton)

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Bartosz Świącik, Mateusz Świdnicki.
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Bartosz Świącik, Mateusz Świdnicki.

- Nie widzę nic złego w tym, że Motor i Włókniarz dostają tak wysokie dotacje z budżetu miasta. Jedni i drudzy zasłużyli, a poza tym sami robią wiele, żeby pozyskiwać środki z innych źródeł - pisze w swoim felietonie Marian Maślanka.

Lwim pazurem to cykl felietonów Mariana Maślanki, byłego prezesa Włókniarza Częstochowa.

***

[tag=51337]

Speed Car Motor Lublin[/tag] dostanie cztery, a forBET Włókniarz Częstochowa ponad trzy miliony złotych miejskiej dotacji. Wysokość wsparcia jest imponująca, ale nie mam nic przeciwko, żeby samorządy w aż takim stopniu finansowały profesjonalne kluby. Działaczom z Lublina i Częstochowy gratuluję, bo zasłużyli. O jednych i drugich w tym roku mówiło się dużo i dobrze.

Na słowa uznania zasłużyli zwłaszcza lublinianie, bo dokonali niewiarygodnej rzeczy. Awans do elity w dwa lata to coś wspaniałego. Włókniarz jednak gorszy nie jest, bo na częstochowskim torze odbywały się najbardziej emocjonujące widowiska w całej lidze. Najważniejsze, że oba kluby miały pełne stadiony. W przyszłym roku dojdzie jeszcze świetna reklama, bo wszystkie spotkania będą transmitowane przez telewizję.

Wiem, że niektórym tak wysokie dotacje przeszkadzają. Ja nie widzę problemu, jeśli wsparcie dla żużla nie odbywa się kosztem innych ważnych potrzeb miejskich. Życzyłbym innym ośrodkom, żeby mogły liczyć na taki zastrzyk.

Mam zresztą wrażenie, że w Lublinie i Częstochowie jest to element długofalowej polityki. Nie jest przecież tak, że w obu miastach działacze nie robią nic poza wydawaniem miejskich środków. Włókniarz podpisał niedawno dwie ważne umowy sponsorskie, a Motor przedłużył współpracę ze sponsorem tytularnym i prowadzi rozmowy z innymi znaczącymi podmiotami. W jednym i drugim przypadku nie mamy żadnego patologicznego układu.

Oczywiście, można zadać pytanie, czy to sprawiedliwe, że jeden klub ma na starcie cztery miliony, a drugi musi ciężko pracować, żeby je pozyskać. Rozumiem takie rozterki, bo sam jako prezes dostawałem 350 tysięcy złotych. Musiałem sobie radzić. Zazdrościłem Gorzowowi czy Zielonej Górze. Nie można jednak tego krytykować. Trzeba ciężko pracować.

Mam zresztą wrażenie, że w PGE Ekstralidze nikt na współpracę z miastem nie narzeka. Każdy docenia to, co się dzieje w Lesznie, Wrocławiu, Toruniu czy w innych ośrodkach. Oczywiście, że idealny byłby model, w którym miasto finansowałoby szkolenie dzieci i młodzieży, a kluby same pozyskiwały środki na funkcjonowanie pierwszej drużyny. W Polsce jesteśmy jednak od tego jeszcze daleko. To słuszny kierunek, ale trzeba dojść do niego ewolucyjnymi zmianami. Na razie kluby potrzebują ścisłej współpracy z samorządami.

Marian Maślanka

ZOBACZ WIDEO Kołodziej o Unii Tarnów: "Musiałem odejść. Gdybym został, to musiałbym zakończyć karierę"

Źródło artykułu: