Dariusz Ostafiński. Bez Hamulców 2.0: Akcja w markecie. Głowę swojego poprzednika wsadził do lodówki (felieton)

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Dariusz Ostafiński
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Dariusz Ostafiński

Opowiem wam żużlową historię o byłym prezesie pewnego klubu, który przesłał do PZM i Ekstraligi donos na swojego następcę. Miał pecha, bo pomawiany się o tym dowiedział i postanowił załatwić sprawę po męsku.

Bez Hamulców 2.0 to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora prowadzącego dział żużel na WP SportoweFakty.

***

Były prezes jednego z klubów bardzo nie lubi swojego następcy. Z różnych względów, ale szczegółów nie będę tutaj zdradzał. Dość napisać, że postanowił się na nim odegrać, pisząc donos do PZM i Ekstraligi Żużlowej. Władze dostały do ręki papiery, które miały dowodzić tego, iż prezes X defrauduje pieniądze, bo na fakturach potwierdzających zakupy sprzętu dla szkółki wpisuje zawyżone kwoty. Tak oczywiście twierdziła osoba, która skonstruowała ów donos. Trochę szkoda, że się pod nim nie podpisała (to jest jednak zwykłe tchórzostwo), lecz umieściła tam nazwisko jednego z byłych, znakomitych zawodników klubu (żeby go wsadzić na minę, albo odsunąć od siebie podejrzenie).

Oczywiście, gdy tylko dowiedziałem się o tym, że centrala ma w rękach kwity na jednego z działaczy, to natychmiast zrobiłem małe śledztwo. Ostatecznie wielkich efektów ono nie dało, bo nikt w PZM, ani w Ekstralidze nie znalazł w donosie niczego nadzwyczajnego, ani budzącego jakiekolwiek podejrzenia. Ot komuś się coś wydawało, a wyszło, że sprawa jest jak najbardziej czysta. Dodam, że w związku mieli powody, by nie zamieść tego pod dywan. Skoro tego nie zrobili, to jak dla mnie wystawili panu X certyfikat uczciwości.

ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar. Fernando Alonso i Mark Webber wystartują w kolejnym wyścigu? "Organizatorzy zacierają ręce"

Świat jest mały, więc obsmarowany prezes szybko się dowiedział, że są jakieś pseudo-haki na niego sygnowane podpisem byłego żużlowca, z którym klub na dokładkę blisko współpracuje. Poprosił więc działacz eks-zawodnika do siebie, a ten w szoku, bo przecież niczego nie słał. Owszem, nie zawsze się z prezesem zgadzał, lubił mieć swoje zdanie, ale donos byłby poniżej jego godności. Zawsze przecież wychodził z otwartą przyłbicą.

Prezes X szybko doszedł do tego, z jakiego środowiska wyszedł plik oczerniających go pism. Nie zdziwił się, bo już wcześniej miał pewne podejrzenia. Po zlokalizowaniu wroga chciał zamknąć sprawę. Pech chciał, że natknął się na donosiciela w markecie. Żona wysłała X po śmietanę, przy okazji kupił jakiś soczek, ale kiedy zobaczył swojego poprzednika, puściły mu nerwy. Odłożył sok, śmietanę i ruszył w jego kierunku niczym drapieżnik na ofiarę.

Co działo się dalej? Było ostro. Uprzejmy donosiciel został złapany za fraki, a po chwili jego głowa znalazła się w jednej z lodówek stojących na sklepie. Napadnięty krzyczał, że są kamery, są świadkowie, że on tak tego nie zostawi, ale z drugiej strony była ściana. Zresztą w monitory, to chyba nikt w tym momencie nie patrzył, bo żadna odsiecz nie nadeszła. Poza tym prezes X po wyartykułowaniu swoich uwag odpuścił.

Nie namawiam, broń Boże, do fizycznej przemocy, bo też zawsze byłem zwolennikiem dialogu. W historii, którą przytoczyłem, na szczęście, skończyło się na chwyceniu za klapy marynary i powiedzeniu kilku mocnych słów przez człowieka, który do sprawowania funkcji potrzebuje społecznego zaufania, a oponent próbował go tego pozbawić, strzelając ślepakami.

Z tego, co słyszę takie strzelanie na oślep mamy też teraz w Rzeszowie. Niektórzy wpadli na pomysł, by za problemy Stali obarczyć panią (od marketingu) Aurelię Wach czy wiceprezesa Marcina Janika. Błąd, bo nie oni mieli płacić rachunki. Jedynym grzechem Janika jest to, że zachęcił Ireneusza Nawrockiego do wejścia w Stal. Nie doradzał mu jednak w kluczowych kwestiach, nie odwodził od płacenia rachunków. Hejt pod adresem Wach i Janika jest więc kompletnie nieuzasadniony.

Zresztą teraz to już nawet wieszanie psów na Nawrockim nie ma sensu. Trzeba to wszystko na spokojnie przeanalizować, wyciągnąć wnioski i zbudować żużel w Rzeszowie od nowa. Wierzę, że się da. Z pomocą miasta, lokalnego biznesu i wiernych kibiców można z czasem naprawić wszystko to, co zniszczył pan Nawrocki w ciągu kilku ostatnich miesięcy.

Źródło artykułu: