Każdy klub rywalizujący w pierwszej i drugiej lidze będzie musiał mieć zamontowaną kamerę na starcie. PGE Ekstraligi ta regulacja nie dotyczy z oczywistego powodu. Wszystkie mecze są transmitowane przez telewizję, więc sędzia w każdej chwili może poprosić o powtórki.
Tymczasem arbitrzy w niższych klasach rozgrywkowych czasami takiego komfortu nie mają. W zeszłym roku regularnie dochodziło do spornych sytuacji. Czasami żużlowcy wjeżdżali niemal równocześnie na metę. Nie zawsze można było bez problemu wskazać, kto był szybszy. Wątpliwości nie rozwiewała nawet analiza zapisu ciągłego, bo czasami obraz był rozmazany.
Problemy pojawiały się również na starcie. Czasami sędziowie mieli kłopot, żeby ze stuprocentową pewnością wskazać, kto jako pierwszy wjechał w taśmę. Kamery mają to rozwiązać. Za nowinkę techniczną zapłacą kluby. Nie ma jednak mowy o tym, że wydadzą na ten cel majątek.
Leszek Demski przedstawił działaczom rozwiązanie, którego wprowadzenie oznacza wydatek na poziomie 400 - 500 zł. - Przy takich sumach nie ma się nad czym zastanawiać. To są grosze - mówi nam Wojciech Dankiewicz, ekspert nSport+.
- Trzeba korzystać z techniki, jeśli jest taka możliwość. W stu procentach popieram ten pomysł. Praca sędziów stanie się łatwiejsza i nie będzie dochodzić do wypaczania wyników spotkań. Teraz arbitrzy mają trudne życie. Zawodnicy często wpadają równocześnie na metę, a nie ma już możliwości, żeby nie wyłonić zwycięzcy i każdemu przyznać tyle samo punktów - podkreśla.
Na jakiej zasadzie będzie odbywać się podgląd tego, co wydarzy się na starcie? Kamera ma rejestrować zapis na karcie pamięci. Odtworzenie będzie następować na monitorze arbitra. Całą procedurę będzie można przeprowadzić znacznie sprawniej niż w przypadku zapisu ciągłego. Nie będzie konieczności wyciągania karty z kamery i podłączania jej do komputera.
ZOBACZ WIDEO Grand Prix obowiązkowe dla Marka Cieślaka? To mogłoby wzbudzić kontrowersje