Z powodu problemów finansowych Iskry Ostrów zabrakło w rozgrywkach ligowych w 1995 roku. Po rocznej banicji ostrowianie powrócili do rywalizacji i z miejsca stali się jednymi z faworytów do uzyskania awansu do I ligi (obecnie PGE Ekstraliga). - By wspominać Rinata Mardanszyna nie sposób nie przypomnieć sezonu 1996 i zespołu Iskry Ostrów z liderem Rifem Saitgariejewem - tłumaczy Andrzej Mizera, były menadżer ostrowskiej drużyny.
- W tym roku Iskra, obok Unii Leszno, była drużyną kompletną, z dużymi szansami na awans do wymarzonej najwyższej klasy rozgrywkowej. Rif Saitgariejew był w wybornej formie, kibice go kochali. Jak wiemy, wskutek upadku w trakcie meczu na szczycie z Unią Leszno, Saitgariejew zmarł, zostawiając rozdarte serca ostrowskich fanów czarnego sportu - dodaje Mizera.
Niedługo po tragicznej śmierci Rifa Saitgariejewa do Iskry ściągnięty został 23-letni wówczas Siergiej Darkin, uznawany za duży talent. Na młodym Rosjaninie ciążyła duża presja i nie był on w stanie nawiązać do wyników swojego rodaka. Po sezonie trafił do RKM-u Rybnik, natomiast do Iskry trafił kolejny Rosjanin, Rinat Mardanszyn.
ZOBACZ WIDEO Grand Prix obowiązkowe dla Marka Cieślaka? To mogłoby wzbudzić kontrowersje
Czytaj także: Niepokojące informacje na temat Krzysztofa Kasprzaka. Stanisław Chomski zabrał głos
- Pojawił się jako ten, który miał zapełnić pustkę i smutek po wielkiej stracie. Miał być liderem, którego Ostrów potrzebował, tym bardziej patrząc na jego bardzo dobrą jazdę w barwach Unii Tarnów i Śląska Świętochłowice. Miało mu to zjednać kibiców, a drużynie pomóc w osiągnięciu celu, którego nie udało się zrealizować z Rifem - opowiada Andrzej Mizera.
Wiele osób próbowało porównywać do siebie obu zawodników. Jak wspomina były menadżer ŻKS Ostrovia, było to zadanie wręcz niemożliwe. Obaj, choć bardzo skuteczni, prezentowali zupełnie odmienne style jazdy.
- Każdy z nich był profesjonalistą, dającym drużynie wiele. Krzywdzące jest porównywanie porywającego jazdą i szarżami Rifa do świetnego startowca i skutecznego Rinata, który w całym sezonie 1997 wyśrubował swoją średnią do absurdalnie wysokiego poziomu 2,615 pkt/bieg i był głównym autorem awansu Iskry do wymarzonej pierwszej ligi. Kandydatów mierzących w awans było wtedy kilku: GKM Grudziądz, Wybrzeże Gdańsk, Unia Tarnów, TŻ Łódź czy RKM Rybnik - wyjaśnia.
O losach awansu do I ligi w sezonie 1997 decydowała ostatnia kolejka. Na tym etapie zwycięstwo w rozgrywkach miał już zapewniony GKM Grudziądz. Znacznie ciekawiej zapowiadała się walka o drugie premiowane miejsce. Tutaj chętnych do jazdy "oczko" wyżej było trzech. Decydujące znaczenie miał bezpośredni pojedynek RKM-u Rybnik z Iskrą Ostrów.
Czytaj także: Marian Maślanka. Lwim pazurem: Dziwna nagonka na Hancocka. Amerykanin wyznaje zdrową zasadę (felieton)
- Mecz ten stanowił "języczek u wagi". Był bacznie śledzony przez innych kandydatów do awansu, a nieoficjalnie mówiło się o dodatkowym zmotywowaniu zawodników RKM-u przez inne kluby, które miały nadzieje na awans. Plotkowało się o wsparciu sprzętowym i finansowym. Iskra jechała do Rybnika po awans, ale ze świadomością piekielnie trudnego zadania, jakie ją czekało. Za zespołem pojechało do Rybnika kilka tysięcy kibiców wierzących w zwycięstwo - wspomina Andrzej Mizera.
Po 14 wyścigach pojedynku w Rybniku Iskra prowadziła 43:41. Znany już był także wynik spotkania GKM-u Grudziądz z Wybrzeżem Gdańsk. Ten był korzystny dla ostrowian i sprawił, że Iskra potrzebowała "jedynie" remisu w Rybniku, aby uzyskać awans.
- Wydawało się to trudne do realizacji, ponieważ w 15. biegu jechał fantastyczny tego dnia Skupień oraz Eugeniusz Sosna. Rybniczanie objęli podwójne prowadzenie, co odbierało Iskrze szanse na awans. Pod koniec wyścigu nastąpił atak nieustępliwego Rinata Mardanszyna, który rozdzielił parę gospodarzy i wyszarpał dwa punkty, które dały końcowy wynik 45:45 i wymarzony punkt meczowy, otwierający Iskrze bramy do żużlowego raju - tłumaczy były menadżer ŻKS Ostrovia.
Niesamowita akcja Rinata Mardanszyna dała Iskrze awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Rosjanin z kolei zapisał swoje nazwisko złotymi zgłoskami na kartach historii ostrowskiego żużla.
- Sam bohater ostatniej akcji mówił później o tym, że nie kalkulował i odkręcając manetkę gazu zamknął oczy i wjechał pomiędzy zawodników gospodarzy. Ten atak do dziś żyje w głowach kibiców, a Rinatowi zapewnił na zawsze miejsce w historii ostrowskiego żużla. Awans Iskra zadedykowała Rifowi Saitgariejewowi. Rinat z kolei w następnym sezonie jeździł we Włókniarzu Częstochowa, aby wracać do Ostrowa w latach 1999 i 2002. Odszedł od żużlowej rodziny w wyniku powikłań pooperacyjnych w wieku 42 lat, jednak jego atak z meczu w Rybniku dał mu nieśmiertelność - zakończył Andrzej Mizera.
Ostrowianie spędzili w najwyższej klasie rozgrywkowej zaledwie rok i już nigdy więcej do niej nie powrócili. W 2019 roku Arged Malesa TŻ Ostrovia wystąpi w Nice 1. Lidze Żużlowej. Tym razem biało-czerwoni nie są wymieniani w gronie faworytów do awansu. W Ostrowie marzą jednak, aby w przyszłości znalazł się następca walecznych Rosjan, w tym bohaterskiego Rinata Mardanszyna - ostatniego, który wprowadził klub z Ostrowa do żużlowego raju.