Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Czy w Falubazie mamy wojnę na górze?
Adam Goliński, prezes Falubazu Zielona Góra: Nie wiem, czy to można nazwać wojną. Na pewno jest to bardzo poważna sprawa i poważne rozmowy o przyszłości Falubazu, strukturze akcjonariatu w spółce i sposobach jej finansowania.
I naprawdę nie ma w tym żadnej gry? Panowie Robert Dowhan i Zdzisław Tymczyszyn po cichu mówią, że taka gra się toczy, że ten trzeci, czyli Stanisław Bieńkowski, z pana pomocą, chce ich ograć.
Nikt nikogo nie chce ograć. Można oczywiście snuć różne opowieści, ale najlepiej zejść na poziom faktów, a te jednoznacznie świadczą o tym, że tu nie ma mowy o próbie oszukania kogokolwiek. Poza tym coś tu nie gra, jeśli dwóch akcjonariuszy mówi, że boi się tego, iż miasto do spółki z panem Bieńkowskim będzie miało większość w spółce. Przecież ja mógłbym powiedzieć, iż boję się tego, że miasto i pan Bieńkowski będą wykładać pieniądze, a ktoś inny będzie miał realną władzę w rękach i po sukcesie nas wyrzuci. Poza tym ostatnia propozycja zakłada, że każdy ma mieć równą ilość udziałów. Więc prędzej grozi nam pat niż dominacja jednej ze stron.
Czytaj także: Prezes i właściciel Falubazu latali nad stadionem mistrza Polski
Panowie Dowhan i Tymczyszyn nie chcą dołożyć do Falubazu ani złotówki, ale chcą mieć większościowy pakiet w spółce?
Dwa lata temu uznali, że więcej do klubu nie dołożą i ściągnęli pana Bieńkowskiego, żeby wyzerować swoje długi. Rok temu pan Tymczyszyn też nie miał na wszystko pokrycia w budżecie, więc pan Bieńkowski znowu dopłacił. On w maju, panowie Tymczyszyn i Dowhan długo unikali wpłaty, ale w końcu dołożyli swoje w sierpniu. Teraz jednak panowie wymyślili sobie, że Stanisław będzie finansował klub, że dogada wszystko z miastem, a oni będą czyści i nie będą musieli dokładać już ani złotówki. Zresztą pan Robert powiedział, że nie dołoży. Drugi z panów zrobił to samo.
ZOBACZ WIDEO Ważna rola ojców w żużlowych teamach. Zmarzlik i Janowski zdradzają szczegóły
Chce pan powiedzieć, że panowie wzięli sobie Bieńkowskiego jako bankomat?
De facto tak to wygląda. Bieńkowski zasilił klub już w październiku kwotą miliona złotych, a w styczniu kwotą niespełna 300 tysięcy złotych. Tamci panowie odmówili wpłaty kategorycznie.
I co dalej?
19 lutego spotkaliśmy się z panem Dowhanem i ustaliliśmy, że miasto dokapitalizuje spółkę kwotą miliona złotych, przejmując pakiet akcji o wysokości 24,7 procent. Dodatkowym ustaleniem było to, że jak Bieńkowski będzie chciał wyjść, to Dowhan lub wskazana przez niego osoba przejmie akcje Bieńkowskiego. Ten się zgodził. Jednak na drugi dzień pan Dowhan przyszedł z innym pomysłem. Powiedział, że musi być twarde zobowiązanie Bieńkowskiego, że po sezonie 2019 sprzedaje mu swoje udziały. Zatem dla mnie intencje Dowhana są czytelne. Przejąć klub, gdy już będzie dobrze.
Czyli pan Dowhan chciał, chce wymusić odejście Bieńkowskiego po sezonie?
Tyle że to bez sensu, bo Falubaz potrzebuje Bieńkowskiego. Zresztą ten zgodził się na luźne zobowiązanie do sprzedaży akcji Dowhanowi, gdy tylko uzna, że chce wyjść ze spółki. Panowie to ustalili między sobą i mam na to świadków. Była rozmowa telefoniczna, wszystko było puszczone w trybie głośnomówiącym, więc tu nie ma żadnych niedomówień. I Dowhan się na to zgodził, a potem zmienił zdanie, bo chce przejąć klub, który po sezonie będzie miał ustabilizowane finanse.
Narracja ze strony pana Dowhana jest jednak taka, że Bieńkowski chce go puścić z torbami, ograć niczym chłopca w krótkich majtkach.
A ja mówię, że problem leży po stronie pana Dowhana, który chce zachować władzę w klubie bez wykładania pieniędzy. Zorientował się, że Falubaz może być mocny i to bez pomocy jego pracy i pieniędzy. Pan Dowhan poukładał sobie w głowie, że ktoś wszystko za niego zrobi i jeszcze będzie grał na jego warunkach.
Ze strony panów Dowhana i Tymczyszyna płyną jednak informacje, że to wszystko zostało ukartowane. Zbudowaliście skład i postawiliście ich pod ścianą. Oni mówią, że jak się chciało kupić Ronaldo, to trzeba to było wpierw z nimi ustalić.
Zanim zostały podjęte rozmowy z Vaculikiem i Pedersenem, zanim złożyliśmy propozycje podwyżek naszym zawodnikiem, dogadaliśmy się z miastem na dokapitalizowanie spółki i większą wpłatę. Mieliśmy też gwarancję, że swoją dopłatę zrobi pan Bieńkowski. Dogadaliśmy również kwestie sponsorskich wpływów. Została ułożona cała kompletna finansowa konstrukcja, którą teraz może zepsuć pan Dowhan.
Bo jak rozumiem, blokuje dokapitalizowanie spółki przez miasto. Nie podoba mu się to, że to ma się wiązać z przejęciem pakietu akcji.
Proszę sobie jednak wyobrazić, że przychodzi ktoś inny, nie miasto, i mówi, że zainwestuje 3 miliony rocznie w klub. Gdyby doszło do takiej sytuacji, to z rachunków wynika, iż taka osoba musiałaby dostać co najmniej 60 procent akcji. W przypadku miasta z rachunków wynika, że ten udziałowiec powinien dostać za włożenie miliona 38 procent. Tak naprawdę zapominamy o tej nadwyżce i mówimy, że dostanie jedną czwartą, czyli 24 procent. To jest poniżej pewnych wartości. Naprawdę idziemy wszystkim akcjonariuszom na rękę.
A może to jest tak, że pan Dowhan traktuje Falubaz jako swoje dziecko i nie chce stracić nad nim kontroli.
Tu nie ma żadnych sentymentów. Chodzi tylko i wyłącznie o wpływy. Falubaz jest traktowany przez Roberta jako narzędzie. Wszystko jednak dzieje się ze szkodą dla klubu. A chcę powiedzieć, że już dawno można było wszelkie sporne sprawy załatwić. Jednak pan Dowhan przez dwa miesiące nie mógł się zająć tematem akcji, bo był w Ameryce na wakacjach. Twierdził, że nie mógł napisać maila, czy wysłać pytań w sprawach, które nie dają mu spokoju. W tym okresie kontaktował się przez brata. Najlepsze jest to, że kiedy wrócił z Ameryki, to udawał Greka. Mówił, że nie wie o akcjach dla miasta. Żeby było ciekawiej, to teraz znowu jest w Ameryce i znów nie ma z nim kontaktu. Przyznam się, że byłem dwa razy w Stanach i tam można kupić kartę do telefonu. Taka na dwa tygodnie kosztuje 50 dolarów. Ameryka jest dobrze skomunikowana.
Wiem, że ze strony panów Dowhana i Tymczyszyna padła taka propozycja, żeby miasto weszło, ale bez przejmowania akcji.
Panowie narobili długów, a potem wyłożyli pieniądze, które te długi pokryły i tak weszli w posiadanie Falubazu. Dziś mówią, że Falubaz jest ich własnością i nie chcą się nim dzielić z tymi, którzy chcą wyłożyć realne pieniądze. Nie dajmy się zwariować. Miasto jest, pieniądze są gotowe, a klub nie jest niczyją prywatną własnością, bo jest zielonogórski.
Tak się zastanawiam nad dalszym sensem współpracy panów Bieńkowskiego, Dowhana i Tymczyszyna. Skoro dwaj ostatni nie wierzą temu pierwszemu, to jeśli na walnym 8 marca nie dojdzie do porozumienia, to chyba trzeba będzie pomyśleć o nowej konfiguracji.
Wtedy na pewno trzeba będzie rozważyć, co dalej i czy jest sens współpracy z ludźmi, z którymi nie da się niczego domówić i ustalić. A jeśli braknie tego miliona z miasta, to będziemy mieli duży problem. Nie chcielibyśmy oddawać zawodników, bo nie po to budowaliśmy silny skład, żeby teraz go burzyć, bo pan, który ciągle jest na wakacjach, wodzi nas za nos. A zdradzę, że jeszcze w październiku zeszłego roku była rozmowa o tym, żeby każdy z udziałowców dołożył po 400 tysięcy. Dowhan powiedział, że tego nie zrobi, na co Bieńkowski odparł, że trzeba ogłosić upadłość. Robert to potwierdził.
Czyli ogłaszamy upadłość?
Do tego mam nadzieję, nie dojdzie, ale piłeczka jest po drugiej stronie. Rachunki trzeba płacić. Nie można mówić, że skoro prezes kontraktował zawodników, a nie miał pieniędzy, to niech się teraz martwi. Problem w tym, że my mamy pieniądze. Druga strona nie rozumie jednak, że jak ktoś podnosi kapitał/przynosi pieniądze, to musi też dostać akcje. Zresztą ma ich dostać mniej, niż powinien.
Czytaj także: Dwaj udziałowcy Falubazu boją się, że ten trzeci puści ich z torbami
Powtórzę raz jeszcze, że panowie Dowhan i Tymczyszyn woleliby, żeby miasto weszło bez akcji.
To kto z kogo chce frajera zrobić?
To może najlepiej byłoby, gdyby pan Bieńkowski odkupił akcje od panów Tymczyszna i Dowhana.
Pan Bieńkowski nie jest zainteresowany kupnem akcji. Niedawno chciał odkupić akcje pana Tymczyszyna, ale nic z tego nie wyszło. Niestety w zakreślonym terminie pan Tymczyszyn nie skorzystał z oferty i nie podpisał przygotowanej umowy.
Co do zmiany zdania różowego to nic nowego w jego osobowości .Widać też jak ciężko trybi . On już kiedyś też dał słowo Panu K. a na drugi dzień zdanie zmienił .Jak się Czytaj całość