Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora prowadzącego dział żużel na WP SportoweFakty.
***
Siedzimy cicho jak mysz pod miotłą, licząc na to, że a nuż nikt nas nie zauważy. Tak wygląda od kilku miesięcy medialna taktyka Get Well Toruń. A może być jeszcze gorzej, bo właściciel klubu Przemysław Termiński chciałby wysłać najbardziej komunikatywnego człowieka na emigrację do Londynu. Tak odbieram rekomendację dla Adama Krużyńskiego do pracy w BSI.
Znam takich, co powtarzają "nieważne co i jak piszą, byle nazwiska nie przekręcali". Dla wielu prezesów ważny jest tzw. zwrot medialny, więc karuzela musi się kręcić. Get Well przed rokiem regulował prędkość, z jaką ta karuzela pędziła, teraz jednak do niej nie wsiadł. Dlaczego?
Czytaj także: Get Well poddał się bez walki. Całkowicie zniknęli z mediów
ZOBACZ WIDEO SEC na Stadionie Śląskim. Tak było w 2018 roku!
Czasami myślę sobie, że wszystko to, co dzieje się w Get Well bierze się z jakichś lęków, by nie powiedzieć, że frustracji jednego człowieka. Frustracji spowodowanych brakiem sukcesu oczywiście. Menedżer Jacek Frątczak w sezonie 2018 dbał o to, żebyśmy przypadkiem o nim i jego drużynie nie zapomnieli. Dbałość o to, by media stały na baczność w przeświadczeniu, że dzień bez Get Well jest dniem straconym, szła w parze z dbałością o sportowy wynik. Teraz jest inaczej.
Rok temu za całym tym medialnym show nie poszły wyniki i nie ma znaczenia, że do play-off zabrakło tylko punktu. To wystarczyło, by całkowicie przeorientować myślenie. Menedżer doszedł do wniosku, że nie potrzebuje całej tej szopki, bo w końcowym rozrachunku liczyć się będzie tylko rezultat. I tak wajcha poszła w drugą stronę, choć wystarczyło, żeby zatrzymała się pośrodku.
Oczywiście każdy ma prawo mieć swoje nastroje, gorsze dni, ale profesjonalizm w działaniu wymaga jednak tego, żeby należycie zadbać o interes klubu. Tymczasem w Get Well mamy tumiwisizm wielu osób. Kibice nie kupują biletów. Trudno? Będzie wynik, to kupią, a jak nie będzie, to nie. Zero walki o widza, tylko bezradne rozkładanie rąk i brak takiej refleksji, że ten cały biznes kręci się z powodu kibiców i do nich jest adresowany.
Zgadzam się z Wojciechem Żabiałowiczem, kiedy mówi w rozmowie ze mną, że klub nie jest niczyim prywatnym folwarkiem, że ludziom trzeba dać jakąś pożywkę, bo raz, że nieobecni nie mają racji, a dwa, że jak kogoś w przestrzeni publicznej nie ma, to zwyczajnie się o nim zapomina. Takie czasy.
PS: Tydzień temu napisałem o piciu piwa w trakcie meczów przez dziennikarzy. Moja historia odnosiła się do konkretnego człowieka. Z różnych stron zaczęły jednak docierać do mnie informacje, że kilka innych osób wzięło sobie do serca, to co napisałem. Nie wiem co o tym myśleć. Może napiszę tylko, że nie ma co krakać, tfu płakać nad rozlanym mlekiem.
PS2: Ciąg dalszy historii Oskara Ajtnera-Golloba. Kilka godzin temu napisałem, że prezes ZOOleszcz Polonii Bydgoszcz od półtora miesiąca nie ma z nim kontaktu. Od sympatycznego kibica żużla otrzymałem właśnie informację, że sprzedał cały sprzęt (zostały mu tylko kevlary), a za zarobione pieniądze poleciał do Dubaju, gdzie nagrywał kolejne dziwne filmy na YouTube'a. Szkoda.
Czytaj także: Polonia od półtora miesiąca nie ma kontaktu z młodym Gollobem
PS3: Już dzisiaj zapraszam do lektury wywiadu, jaki przeprowadziłem z Rafałem Wilkiem. Całość jutro na naszym serwisie.